“Będziemy umierać.” Właścicieli poznańskich pizzerii wykańczają podwyżki prądu i produktów

Wykańczają ich podwyżki prądu i produktów potrzebnych do przygotowania pizzy. Mogliby podwyższyć ceny, ale to z kolei odstraszałoby klientów. – W tej chwili walczymy o przeżycie – mówi jedna z pracownic pizzerii.

 

Na drożyznę narzekają w zasadzie wszyscy restauratorzy. W Poznaniu spotkali się przedstawiciele sześciu pizzerii, którzy wymienili się swoimi doświadczeniami. Wszyscy zgodnie przyznają: jest źle. Są na granicy wypłacalności, grozi im zamknięcie interesów.

Winne są przede wszystkim podwyżki prądu i gazu. – Sytuacja jest tragiczna, w zeszłym roku w analogicznym okresie płaciłem za prąd siedem tysięcy złotych. W tej chwili dostałem fakturę na 20 tysięcy złotych. A to dopiero pierwsza taka duża podwyżka, bo na pewno przyjdą kolejne – mówi Rafał Zarzyński z pizzerii Raptorius.

Jak przyznaje, podwyżek się spodziewał, ale nie tego jak są duże. A oszczędzać na prądzie w ich branży w zasadzie się nie da. – Ta branża opiera się na prądzie lub gazie. Urządzenia których używamy: piece, grille, naleśnikarki, to urządzenia, które muszą pracować cały czas – tłumaczy.

Nie kryje też rozczarowania postawą rządu. Na pomoc z ich strony nie mają bowiem co liczyć. – Nikt nie wziął pod uwagę osób takich jak my – małych i średnich przedsiębiorstw, które w dużej mierzy odpowiadają za PKB – mówi, dodając, że ich także powinno objąć zamrożenie cen. – Ja nigdy w życiu nie korzystałem z żadnej tarczy, żadnej dotacji. Zawsze liczyłem tylko na siebie – mówi,

I dodaje, że wiele firm miało podpisane umowy na prąd z gwarancją stałej ceny. Gdy te jednak się kończą, otrzymują propozycję nowych – z sześcio- a nawet siedmiokrotna podwyżką. A to jest dla nich nie do udźwignięcia.

W takiej sytuacji jest właśnie Anna Lewanowska z pizzerii Mozarella i Oregano. – Ja sobie dalej tego nie wyobrażam – przyznaje. I dodaje, że po podwyżce po prostu będzie musiała zamknąć rodzinny biznes.

Jak przyznają inni właściciele pizzerii, do wyboru będą mieć właśnie zamknięcie lokalu, ewentualnie zwalnianie pracowników lub znaczne podniesienie cen.

– Będziemy umierać jedni szybciej, drudzy wolniej, ale na pewno wszyscy będziemy umierać w cierpieniach. Będziemy obarczeni kredytami, długami, zwolnimy pracowników, którzy tak samo pójdą na bruk, ich rodziny nie będą miały utrzymania – kreśli scenariusz na najbliższe miesiące Agata Nowak z pizzerii Raptorius Rataje.

Ale wyższe rachunki za media to jedno. Wzrosły też ceny półproduktów potrzebnych do przygotowania pizzy. – Ceny produktów w przeciągu roku poszły o sto procent w górę – mówi Łukasz Pawłowski z Ninja Pizza. I dodaje: – Zastanawiam się, czy jest sens to ciągnąć dalej.

Kolejnym problem, z którym się zmagają, jest podniesie stóp procentowych. – Każdy z nas restauratorów ma mniejsze lub większe zobowiązania w bankach lub leasingodawców. Każda taka podwyżka nas dotyka – mówi Wojciech Wieczorkiewicz z pizzerii Raptorius.

Jak dodaje, w jego przypadku mowa o około tysiącu złotych różnicy miesięcznie.