Region Salalah, położony na południu Omanu, jest miejscem o wyjątkowej urodzie i różnorodności, który oferuje bogate doświadczenia zarówno dla miłośników przyrody, jak i historii. Znany ze swojego zielonego krajobrazu w porze monsunowej, zwanej Khareef, kiedy to cały obszar Salalah zamienia się w przepiękny zielony ogród. Pora sucha trwa od października do końca maja.
Plaże w Omanie są piaszczyste i puste, wysokie góry poprzecinane spektakularnymi kanionami i szerokimi dolinami. Gościnni mieszkańcy witają przybyszy kawą z kardamonem i płatkami róż. Bo Oman to kraj wyjątkowy, nie tylko spośród tych na Półwyspie Arabskim.
Jednym z głównych atutów Salalah jest jego wyjątkowe wybrzeże, z pięknymi plażami takimi jak Al Hafa Beach czy Fazayah Beach. Błękitne wody Morza Arabskiego, złociste piaski i dziewicze krajobrazy oferują doskonałe warunki do pływania, nurkowania czy relaksu na słońcu.
Oman odwiedziłam w marcu i przez całe dwa tygodnie cieszyłam się idealną temperaturą około 30 stopni i cudowną bryzą
W Salalah zatrzymałam się Rotana Salalah Resort, mój pokój w niewielkim budynku znajdował się praktycznie na plaży. W powietrzu czułam zapach kadzidła, które w Omanie rozpala się z okazji przybycia gości.
Orzeźwiona woda kokosową wyszłam z hotelu i…przywitał mnie szum fal, biały piasek, turkusowe morze i brak turystów. To było prawdziwe zaskoczenie. Plaże w Omanie są praktycznie puste. Najwięcej osób jest oczywiście na plażach hotelowych, choć trudno to nazwać tłumem. Rotana Resort ma prawie kilometr własnej plaży, ale kiedy wyszłam poza jej teren po pięciu minutach spaceru osiągnęłam błogostan. Na dzikiej plaży nie było nikogo. Chociaż niezupełnie. Stado wielbłądów patrzyło na mnie w zadumie. Już jadąc z lotniska do hotelu widziałam wielbłądy smętnie przeżuwające jakieś suche zielsko na poboczu drogi. Na plaży jednak się ich nie spodziewałam. Wkrótce się przekonałam, że w Omanie można je spotkać praktycznie wszędzie. I niezmiennie ich widok był dla mnie rozbrajający.
Następnego dnia po śniadaniu (kawa z kardamonem z dodatkiem wody różanej, mięsiste daktyle i cienki jak papier omański chleb khubz ragag) dane mi było zobaczyć jeszcze inne sympatyczne zwierzęta. Delfiny! W okolice plaży hotelu Rotana Resort codziennie około godziny 10 rano podpływają 3-4 delfiny.
Oczywiście, właściwie w każdym większym kurorcie Morza Śródziemnego można popływać z delfinami. Za odpowiednią opłatą i w basenie. W Omanie nie ma parków uwięzionych, nieszczęśliwych zwierząt, są całe stada wolnych delfinów. Któregoś dnia popłynęłam katamaranem na morską wycieczkę, po drodze minęliśmy mnóstwo delfinów, które wyprawiały swoje harce, jakby wiedziały, że są podziwiane.
Po porannym spotkaniu z delfinami poszłam w stronę miejskiej plaży w Salalah- Al Hafa Beach. Otoczony palmami długi pas złocistego piasku kontrastujący z intensywnym błękitem wody. Falujące wydmy, porośnięte tu i ówdzie trawami tańczącymi w rytmie wiatru, tworzą krajobraz, który wydawał mi się być nieskończony. Przechadzka wzdłuż brzegu, z miękkim piaskiem przesypującym się przez palce, to była prawdziwa uczta dla zmysłów dająca poczucie jedności z naturą.
I nie była to jedyna uczta tego dnia. Na Al Hafa Beach przypływają tradycyjne łodzie rybackie dhow dostarczające do lokalnych restauracji świeże ryby i owoce morza. W restauracji Sammak zjadłam pyszne danie składające się z grillowanych kalmarów, krewetek i ryby. Kwintesencja prostoty i świeżości.
Z miejskiej plaży poszłam na długi spacer do… następnej plaży. Fazajah Beach to jedno z najpiękniejszych i dziewiczych zakątków wybrzeża Omanu. Plaża rozciąga się na około 5 kilometrów wzdłuż linii brzegowej, a otaczają ją imponujące wapienne klify. Szmaragdowe wody Morza Arabskiego są tak krystaliczne, że pływając widziałam bogactwo życia morskiego pod falami.
Cisza, spokój, brak turystów. Rajska plaża.
W pobliżu Fazyah Beach znajduje się rezerwat przyrody, który stanowi schronienie dla wielu gatunków ptaków. Mogłam je obserwować, ponieważ chętnie odwiedzają prawie pustą plażę i spokojnie zajmują się swoimi tajemniczymi sprawami. W oddali widziałam bawiące się wśród fal delfiny. Podobno można tu spotkać również żółwie morskie składające jaja w piasku, nie miałam jednak tyle szczęścia.
Kolejny beztroski dzień wakacji i kolejna przygoda z serii kontakt z naturą. Pojechałam w głąb lądu, żeby odwiedzić dolinę Wadi Darbat. Dolina otoczona jest majestatycznymi górami, które sprawiają, że miejsce to wydało mi się zaciszem odciętym od reszty świata. Zaskakujące dla wielu, dolina ta obfituje w bujną roślinność, dzięki obfitym opadom deszczu w porze monsunowej, znanej jako Khareef. Właśnie wtedy Wadi Darbatzamienia się w zielony raj, z porośniętymi mchem drzewami i kwitnącymi roślinami, tworzącymi malowniczy kontrast z otaczającymi jałowymi skałami.
Jednym z największych atutów Wadi Darbat były dla mnie wodospady, które, zasilane przez sezon deszczowy, spływają z wysokich klifów w spektakularnych kaskadach. Są one nie tylko niesamowitym widowiskiem, ale także miejscem, gdzie mogłam się schłodzić, zanurzając się w czystych, kryształowych wodach. Skaliste złote zbocza opadające na dno kanionu były spękane i suche. Gdy tylko trafiałam na jeziorko wypełnione większą ilością wody, wskakiwałam do niego tak, jak stałam, zdejmując tylko buty. Niektórzy z wędrujących tu turystów rozbierali się do kostiumów, ale jakoś nie w smak mi było świecenie golizną przed piknikującymi w cieniu palm rodzinami Omańczyków.
Mężczyźni w Omanie ubierają się w sięgające do kostek i zakrywające ręce aż do nadgarstków białe szaty, kobiety chowają ciało pod czarnymi abajami, a włosy zakrywają chustami. Tylko dzieciaki biegają ubrane w T-shirty. Wskakiwałam więc do wody w szarawarach do kostek i w bluzce z rękawami do łokcia, a wszystko i tak wysychało w upale, zanim doszłam do kolejnego jeziorka. Najpiękniejsze z nich znajdowało się na końcu doliny, dopłynęłam nim aż do wodospadu ukrytego w skalnej grocie.
W dolinie Wadi Darbat zobaczyłam palmy daktylowe, nazywane roślinami wielbłądami, potrafią bowiem rosnąć, cierpliwie czekając na swoją porcję wody. Może dlatego to jedne z najdłużej towarzyszących człowiekowi drzew owocowych na świecie – uprawiano je tu już około 4000 p.n.e. Absolutnie fascynujące były dla mnie kadzidłowce, które mogą się obejść niemal bez wody, pojone tylko wilgocią znad morza. Dzięki wytrwałości tych niesamowitych drzew Oman od wieków był ważnym miejscem na szlaku kadzidła.
Wadi Darbat to nie tylko wspaniała natura, ale również miejsce ważne dla dziedzictwa narodowego Omanu. Dolina ta była niegdyś zamieszkiwana przez starożytną cywilizację. Jej ślady znalazłam na skalnych ścianach. Rysunki zwierząt, ludzi, sceny z życia codziennego. Niezwykle poruszające świadectwo przeszłości.
Kiedy po kilku dniach zaspokoiłam potrzebę kontaktu z naturą, morskich i słonecznych kąpieli, długich samotnych spacerów wzdłuż wybrzeża, postanowiłam poznać „ludzką” stronę Salalah. Najlepszym miejscem na taki rekonesans okazał się Souk Al Hoffa-arabski targ.
Suk w Salalah to tętniące życiem serce miasta, miejsce, gdzie kultura, handel i codzienne życie mieszkańców splatają się w niezwykły sposób. Targowisko w Salalah, będące jednym z największych i najbardziej znanych w Omanie, to prawdziwa uczta dla zmysłów, oferująca bogactwo barw, aromatów i dźwięków, które przeniosły mnie w egzotyczny, orientalny świat z baśni z Tysiąca i jednej nocy.
Przechadzając się wąskimi uliczkami i labiryntem straganów, podziwiałam mnóstwo towarów, które zdobiły wystawy sprzedawców. Wyroby rzemieślnicze, biżuteria, tekstylia, przyprawy, daktyle, ceramika czy tradycyjne ubrania to tylko niektóre z licznych skarbów, które można znaleźć na suku w Salalah.
Wędrując po targowisku, zwróciłam uwagę na kadzidło – jeden z najbardziej charakterystycznych produktów regionu Dhofar, będący podstawą handlu na Bliskim Wschodzie od tysięcy lat. Do momentu wizyty w Omanie moje pojęcie na temat kadzidła było tak samo mgliste jak dym, który się z niego unosi. Dopiero w okolicach Salalah zobaczyłam, jak wyglądają kadzidłowce, czym jest ich żywica i jak powstaje końcowy produkt. Na suku w Salalah znalazłam wytwarzane z kadzidła olejki, kremy, mydła, a nawet cukierki.
Nie mogłam ominąć straganów z przyprawami, których intensywne zapachy i bogactwo smaków przyciągają odwiedzających z całego świata. Szafran, kardamon, cynamon, kurkuma, kmin rzymski, papryka czy kolendra to tylko niektóre z licznych przypraw, które można nabyć na suku w Salalah. Kupiłam tradycyjne mieszanki przypraw, takie jak za’atar, baharat czy ras el hanout, wierząc, że rozgrzeją mnie podczas zimy w kraju. Prawie byłam gotowa, żeby zaopatrzyć się w tradycyjny ubiór omańskich kobiet, nazywany abaya, rozsądek mnie powstrzymał. Ale piękna chusta z kaszmiru i ręcznie tkany mały dywan (w nadziei, że to ten z latających) pofrunęły ze mną do domu.
Na targu Souk Al Hoffa spróbowałam też narodowej potrawy Omanu. Shuwa, czyli mięso kozie zamarynowane w oleju i przyprawach, zawinięte w liście bananowca, pieczone w sakwie z liści palmowych w rozżarzonym drewnem dole, a następnie zakopywane na 48 godzin. Pyszne, ale nie jestem pewna, czy uda mi się odtworzyć recepturę na poznańskim osiedlu. Do popicia laban, czyli w języku arabskim jogurt, ale w Omanie używa się tego słowa wyłącznie do jogurtów pitnych. Labany szczególnie popularne są w okresie Ramadanu, kiedy to obowiązuje ścisły post od wschodu do zachodu słońca. Wypicie jogurtu przed zjedzeniem obfitego, wieczornego posiłku ma wspomóc trawienie. W omańskich supermarketach znalazłam szeroki wybór najróżniejszych smaków – labany z kminem, czosnkiem, kardamonem lub miętą. Choć uwielbiam jogurty i kefiry, nie podołałam żadnemu z nich. I tym razem też. A na koniec halva, najpopularniejszy omański deser. Jej przełknięcie przyszło mi łatwiej. To smak, który albo się pokocha, albo znienawidzi. Nazwa może być myląca, bo nie ma ona nic wspólnego z iracką czy turecką chałwą. Omańska halva ma konsystencję bardzo gęstej galarety, a jej podstawowe składniki to cukier, miód, woda różana, jajka, przyprawy (kardamon, szafran), orzechy i daktyle. Dokładna receptura jest ścisłą tajemnicą każdego z producentów. Smaku halvy nie sposób do niczego porównać, bo jest naprawdę wyjątkowy i zupełnie niepowtarzalny. Ale jakoś szczególnie nie będzie mi go brakować.
Posilona, ale wciąż głodna wrażeń odwiedziłam Park Archeologiczny Al Baleed wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, który jest pozostałością starożytnego miasta Zafar, gdzie odnalazłam grobowiec proroka Hioba, zwanego Nabi Ayoub.
W samym sercu Al Baleed Archaeological Park znajduje się Muzeum Frankincense Land. Ciekawe miejsce, gdzie mogłam odkryć tajemnice i historię regionu Dhofar. Nowoczesny kompleks muzealny, poświęcony niezwykłemu dziedzictwu Omanu, szczególnie w kontekście produkcji i handlu kadzidłem, wprowadził mnie w fascynujący świat starożytnych cywilizacji i tradycji.
W Muzeum Frankincense Land mogłam też podziwiać unikatowe eksponaty, takie jak starożytne naczynia do kadzidła, dokumenty, mapy czy narzędzia używane do pozyskiwania kadzidła. W bogatej kolekcji muzeum znajdują się również dzieła sztuki i rękodzieła, które ilustrują kunszt i umiejętności rzemieślników z dawnych czasów. Wspaniała podróż w przeszłość.
A jeśli chodzi o teraźniejszość, to co mnie urzekło w Salalah to brak komercji. Tutaj nic się nie świeci, nie piszczy, nie gra. Nie ma sklepów z tandetą, klubów, naganiaczy. Jest kameralnie i prawdziwie. Ponadto dla nieprzyzwyczajonych do turystyki masowej Omańczyków wciąż jesteśmy gośćmi. Podczas moich wakacji w Omanie często spotykałam się z bezinteresowną chęcią pomocy ze strony gospodarzy tego fascynującego kraju. I na każdym kroku częstowana byłam kawą, którą Omańczycy piją o każdej porze dnia. Bardzo miły gest.
Wakacje w Salalah spełniły moje marzenia o poznaniu egzotycznego świata krajów arabskich, który kiedyś wydawał mi się zupełnie nieznany i nieosiągalny. Wciąż jednak pozostał dla mnie tajemniczy. Dlatego po powrocie sięgnęłam po książkę Agaty Romaniuk „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu”. Genialny reportaż. Co prawda nie jest to żaden przewodnik po tym kraju, ale z pewnością jest to przewodnik po omańskich duszach, obyczajach i namiętnościach. Fascynująca lektura.