Proboszcz wyciął drzewa, sąd był bezlitosny i nałożył gigantyczną karę

W małej wsi Gieczynko w województwie wielkopolskim mieszkańcy doświadczyli wstrząsu, gdy dowiedzieli się o wycince siedmiu stuletnich dębów przez miejscowego proboszcza. Drzewa, które rosły na terenie parafialnym, zostały usunięte bez uprzedniego informowania społeczności, co wywołało falę oburzenia wśród mieszkańców. Sprawa, która początkowo zakończyła się nałożeniem na duchownego wysokiej kary finansowej w wysokości ponad 240 tys. zł, niespodziewanie otrzymała nowy obrót po roku od wydarzeń.

Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Pile uchyliło decyzję o karze, uwzględniając argumentację proboszcza, który odwołał się od decyzji urzędników. Kluczowym argumentem okazało się to, że większość drzew rosła na terenie rolnym, co stało się podstawą do uchylenia decyzji o karze.

Decyzja ta wywołała mieszane reakcje wśród mieszkańców Gieczynka. Sołtys wsi, Paweł Aftarczuk, wyraził rozczarowanie, podkreślając, że wycinka dębów nieodwracalnie zniszczyła krajobraz wsi. Mieszkańcy czują się pokrzywdzeni, a spotkanie z biskupem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nie przyniosło oczekiwanej zmiany sytuacji. Biskup miał zwrócić uwagę na trudną sytuację finansową parafii, argumentując, że utrzymanie kary mogłoby doprowadzić do jej zamknięcia.

Urząd Miejski w Wieleniu, po nowym rozwoju sytuacji, będzie ponownie rozpatrywał sprawę kary dla księdza, a ostateczna decyzja ma zapaść w ciągu miesiąca. Sprawa wycinki dębów w Gieczynku ujawnia trudności w znalezieniu równowagi między ochroną przyrody a potrzebami społeczności lokalnych, zwłaszcza gdy chodzi o tereny należące do instytucji religijnych.

W międzyczasie mieszkańcy Gieczynka stoją przed wyzwaniem odbudowy wizerunku swojej wsi, którego nie da się łatwo przywrócić po utracie części jej naturalnego dziedzictwa. Wycinka stuletnich dębów pozostawia trwałe piętno na społeczności, podkreślając potrzebę dialogu i współpracy między mieszkańcami a instytucjami, by unikać podobnych kontrowersji w przyszłości.