“Wciąż mam przed oczami, jak spada”. Proces ws. śmierci owczarka niemieckiego

Trwa proces oskarżonego o spowodowanie śmierci owczarka niemieckiego Łukasza S. Mężczyzna w marcu zeszłego roku miał pozostawić psa na zewnętrznym parapcie mieszkania na czwartym piętrze, odcinając zwierzęciu drogę ucieczki. – Pies musiał zostać położony na parapecie. To niemożliwe, żeby sam tam wskoczył – podkreśla świadek z os. Chrobrego w Poznaniu.

Trwa proces oskarżonego o spowodowanie śmierci owczarka niemieckiego Łukasza S. Zwierzę spadło z czwartego piętra bloku na poznańskim os. Chrobrego. 22 marca pierwszy ze świadków w sprawie, 76-letnia Irena Słomińska, opowiedziała sędzi wspomnienia z feralnej niedzieli.

Koniec marca, rok 2015. Do drzwi pani Ireny dzwoni sąsiadka, Leokadia Zimna. Przejęta nakazuje 76-latce przyjść do kuchni. Powód nieoczekiwanej wizyty to nie wspólna herbata, jak początkowo myśli pani Irena.
– Z kuchni Leokadii zobaczyłam uchylone okno mieszkania numer 18. Na parapecie leżał pies, wyciągał pysk w stronę wąskiego otworu. Szukał pomocy – wspomina świadek.

Pani Irena niezbyt dobrze znała i nieczęsto widywała lokatorów mieszkania, pięciu mężczyzn i jednej kobiety. Nie wiedziała, że mają psa, ale owczarka z parapetu widziała nie po raz pierwszy. Kiedyś, w deszczu, pies biegał bez smyczy po trawniku przed blokiem. Właściciela ciężko było dostrzec.
– Zapukałam do drzwi. Otworzył zaspany, prawie nieprzytomny chłopak, mówię: “psa wystawiliście na parapet, zaraz spadnie” – uzupełnia drugi ze świadków, Leokadia Zimna. – Powiedział, że on nic o żadnym psie nie wiem. Że on śpi.

Młody mężczyzna zamyka drzwi. Pani Irena próbuje dzwonić do właścicielki mieszkania, później na policję. Bezskutecznie. W momencie, kiedy wykręca numer straży pożarnej, pies spada.
– Zobaczyłam, jak leci na ziemię. Cały czas przed oczami ten moment – mówi pani Irena.

Kiedy młody owczarek bez ruchu leży na ziemi, okno mieszkania numer 18 otwiera blondyn w długich włosach. Zamyka je bez słowa. Nie reaguje na śmierć zwierzęcia, w przeciwieństwie do sąsiadki.
– Pies ze schroniska zginął w takich okolicznościach. Przez dwa tygodnie brałam leki uspokajające, gdy przyjechała policja – łkałam – relacjonuje Słomińska.

– Pies musiał zostać położony na parapecie. To niemożliwe, żeby sam tam wskoczył – podkreśla pani Leokadia.

Oprócz sąsiadek zeznawali lokatorzy mieszkania, 22-letnia studentka i mężczyzna, który otworzył a później zamknął drzwi przed panią Leokadią.  Łukaszowi S. za znęcanie się nad zwierzęciem grozi kara grzywny, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia.