Tadeusz Lis: sąd uchylił mandat! (film)

Tadeusz Lis, muzyk ze Starego Rynku, nie zagrał dziś sędziemu podczas rozprawy – sądowi wystarczyło przesłuchanie płyty z nagraniami muzyka, by uchylić mandat.

Przypomnijmy: Tadeusz Lis, przedstawiający się jako Uliczne Przedsiębiorstwo Rozrywkowe, muzyk dorabiający grą do renty inwalidzkiej, w sierpniu tego roku został ukarany mandatem przez straż miejską za zakłócanie spokoju. Taką skargę złożył jeden z kelnerów restauracji Crime Story, niedaleko której pan Tadeusz rozłożył się ze swoim wzmacniaczem i mikrofonem. Muzyk odwołał się od mandatu i tak sprawa trafiła do sądu.

A sąd podszedł do niej niezwykle poważnie i wnikliwie. Ponieważ kluczową sprawą było ustalenie, jak głośno grał muzyk, sąd poprosił o płytę z nagraniami artysty, która zamierzał przesłuchać, zanim wyda wyrok. Istotne okazały się też kwestie techniczne, a konkretnie moc wzmiacniacza.
– Używam typowego wzmacniacza ulicznego o mocy 50 W – mówił muzyk.
– A ile to decybeli? – interesował się sędzia Stanisław Banach.
– Na decybelach się nie znam – wyjaśniał Tadeusz Lis.

Mimo wcześniejszych zapowiedzi nie odbył się pokazowy koncert Tadeusza Lisa na sali sądowej. Być może zawiniły niezwykle skromne rozmiary sali sądowej – dziennikarze siedzieli sobie dosłownie na głowach – a być może sędziemu wystarczyło przesłuchanie płyty, by podjął decyzję o uchyleniu mandatu. Sąd uznał, że muzyka jest stonowana i melodyjna, odpowiednia dla Ulicznego Przedsiębiorstwa Rozrywkowego, a jego działalności nie można uznać ani za wykroczenie, ani za wybryk.

Nie było to zakłócenie porządku publicznego, bo jeśli tak, to – zdaniem sędziego – za takie należałoby uznać także na przykład topienie marzanny, które też bywa głośne. Nie jest to też wybryk, bo wybrykiem byłoby wydarzenie, które budzi powszechne oburzenie, jest czynem nieakceptowanym społecznie – i tu znowu taka sytuacja nie zachodzi, bo nawet jeśli nie wszyscy lubią muzykę Tadeusza Lisa, to z pewnością nikogo ona nie gorszy.
– W ocenie sądu starówki na całym świecie przyciągają ulicznych muzyków, to także specyfika poznańskiego Starego Rynku – mówił. – Muzyka nie może być klasyfikowana jako zakłócenie porządku, zwłaszcza że do zdarzenia doszło przed godziną 22.

Sędzia zwrócił także uwagę na fakt, że w sprawie nie sporządzono zapisu fonicznego, by ocenić siłę dźwięku, a tego już się nie da nadrobić.

Biorąc to wszystko pod uwagę, sędzia uchylił mandat Tadeusza Lisa, a strażnikom miejskim zwrócił uwagę na… nadgorliwość, która ze strony stróżów prawa może prowadzić właśnie do takich sytuacji. Bo skoro czyn nie był wykroczeniem, w momencie zgłoszenia na gitarze pana Lisa grał inny mężczyzna, a w dodatku osobą zgłaszającą nie był mieszkaniec Starego Rynku w Poznaniu, ale… Leszna – to trudno mówić o zasadności mandatu…

– To sprawiedliwy wyrok – cieszy się Tadeusz Lis. – Bo gdyby ten kelner przyszedł do mnie i poprosił, nie graj tu kolego, to ja bym przecież zmienił miejsce. Ja tu jestem nie po to, żeby dokuczać, ale żeby nieść radość. Warto było przyjść do sądu choćby po to, żeby się dowiedzieć, że my, muzycy uliczni, nie potrzebujemy połajanek od straży miejskiej…

I z radości pan Tadeusz zagrał specjalny koncert dla towarzyszących mu dziennikarzy. Nie przed sądem, żeby nie było to uznane za obrazę sądu, ale kawałek dalej, przy ulicy Nowowiejskiego. A rozpoczął swoim ulubionym utworem “Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka.