Jak aktywiści sprzątali Wildę

Najpierw trzeba słup zmoczyć, a później próbować wyczyścić szczotką. Najgorzej schodzi taśma klejąca – członkowie Inicjatywy Lokalnej Wildzianie wiedzą o tym doskonale, bo już drugi raz wyszli na ulice, by posprzątać.

Zaklejone ogłoszeniami słupy trakcyjne, skrzynki energetyczne, ogrodzenia i latarnie są jednym z problemów Wildy. Naklejane warstwami jedne na drugich brudzą się szybko, częściowo odpadają i sprawiają, że słupy wyglądają jak obszarpane.

Z nielegalnymi reklamami na słupach walczy Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, bo też ta firma ma najwięcej z nimi problemów – przystanki i słupy, a nawet kosze na śmieci są wyjątkowo lubiane przez naklejaczy. Koszty usuwania śmieci są spore, dlatego MPK pomaga wszystkim, którzy – jak WILdzianie – wychodzą w miasto, by usuwać nielegalne reklamy.

– Na MPK zawsze możemy liczyć, proszę zobaczyć – mówi Anna Gawrysiak-Knez, szefowa WILdzian. Bo dziś także na miejscu zbiórki stoi żółty samochód techniczny spółki i kilku pomocników ubranych w odblaskowe kamizelki. Samochód jest z wysięgnikiem – często się przydaje, gdy trzeba usunąć coś, co wisi wyżej.

– Poprzednio myśmy czyścili słupy, a oni od razu malowali i proszę: nadal są czyste! – dodaje Anna Gawrysiak-Knez i pokazuje słupy trakcyjne wokół skrzyżowania Wierzbięcic i Górnej Wildy. Rzeczywiście: wszystkie wyglądają, jakby zaledwie wczoraj pociągnięto je farbą, nie ma na nich ani jednej kartki. Niestety, kilkadziesiąt metrów dalej na Górnej Wildzie już nie jest tak ładnie i to właśnie tam zamierzają dziś sprzątać uczestnicy II Sprzątania Wildy.

Anna Gawrysiak-Knez ma żółtą kamizelkę i sprawdza wyposażenie: czy są rękawiczki, worki na śmieci i coś do drapania słupów. Czy worków na śmieci wystarczy? Powinno, bo chętnych przyszło nieco mniej niż się spodziewano, ale przecież jeszcze są wakacje.

Pracownicy MPK mają własny sprzęt: zaopatrzeni są także w solidne ryżowe szczotki i bidony z wodą. Technika usuwania jest następująca: moczy się to, co przyklejone, a później usuwa szczotką, mocno szorując. To nie zawsze wystarcza. Dorota Bonk – Hammermeister, radna z Wildy, męczy się ze słupem przy skrzyżowaniu z ulica Królowej Jadwigi.
– Najgorsza do usunięcia jest taśma klejąca – mówi, szarpiąc długie, przezroczyste paski i odrywając ze słupa. – Ona parcieje i za nic nie daje się usunąć…

Ale czyszczenie słupów to tylko połowa zadania na dziś. Później sprzątający pójdą na plac zabaw przy ulicy Czwartaków, żeby go dokładnie obejrzeć i zastanowić się, co z nim dalej zrobić.
– Plac jest miejski, a zarządza nim pobliskie przedszkole – opowiada Anna Gawrysiak-Knez. – Pytaliśmy formalnie o sytuację prawną placu, bo doszły nas informacje, że miasto chce go sprzedać. Urządzenia na placu są bardzo zniszczone, a przedszkole nie bardzo chce nim zarządzać, bo ma swój własny placyk, którym musi się zajmować, poza tym przy Czwartaków zbierają się wandale, niszczą go, pan złota rączka z przedszkola nie jest sobie w stanie z tym poradzić.

Z odpowiedzi otrzymanej od Wydziału Gospodarki Nieruchomościami UMP wynika, że miasto odstąpiło od zamiaru sprzedaży placu, ale chciałoby, żeby plac przejęła rada osiedla.
– Na to muszą wyrazić zgodę radni – wyjaśnia Anna Gawrysiak-Knez. – Ale mieszkańcy już wielokrotnie przychodzili w tej sprawie do radnych, bo plac zabaw jest tam potrzebny, tylko zadbany…

Przejęcie przez radę osiedla placu oznaczałoby też, że na radę spadnie konieczność znalezienia pieniędzy na remont placu. To byłby spory koszt, ale tuż obok powstają dwa duże osiedla mieszkaniowe i WILdzianie mają nadzieję, że deweloperzy dołożyliby się do renowacji placu, z którego z pewnością chętnie korzystaliby także mieszkańcy tych osiedli.