Poznań domaga się od Skarbu Państwa kilku mln złotych za reformę edukacji. Rozważa także kolejne pozwy

To proces bezprecedensowy, ale może być początkiem większych problemów rządu. Miasto Poznań pozwało Skarb Państwa w związku z kosztami poniesionymi przez samorząd podczas wprowadzania reformy edukacji przeprowadzonej przez rząd PiS. Jak wyjaśniają władze miasta, Stolica Wielkopolski domaga się zwrotu kilku milionów złotych i nie wyklucza dalszych pozwów.

 

Likwidacja gimnazjów w 2017 roku spotkała się z krytyką ekspertów, rodziców i samych uczniów. Nagła zmiana planu kształcenia, brak przygotowania zarówno od strony logistycznej jak i merytorycznej, a także tempo wprowadzanych zmian sprawiły, że określana jest jako „deforma” edukacji. Uczniowie niemal z dnia na dzień dowiedzieli się, że zamiast do pierwszej klasy gimnazjum od nowego roku szkolnego pozostaną w szkole podstawowej jako siódmoklasiści. Zmieniły się testy na ukończenie etapów edukacji. Szkoły musiały nagle zmienić program nauczania i to w oparciu o podstawę programową opublikowaną tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego i bez opracowanych do niej podręczników. Dyrektorzy placówek w kilka miesięcy musieli znaleźć miejsce na dodatkowe dwa roczniki, które zamiast opuścić mury szkoły i pójść do gimnazjów, zostały w murach podstawówek.

Zwracano uwagę na brak konsultacji społecznej, w tym na odrzucenie przez ówczesnego marszałka Sejmu wniosku o referendum podpisanego przez ponad 910 tysięcy osób. Rząd nie reagował na opinie ekspertów, nauczycieli, pedagogów, a także rodziców i uczniów.

Samorządy zwracały uwagę na ogromne koszty, które spadły na jednostki terytorialne. Rząd nie chciał jednak słuchać argumentów miast i gmin, które musiały nagle wygospodarować w swoich budżetach dodatkowe pieniądze na wprowadzenie pomysłów władzy centralnej w życie.

Jeszcze w 2019 roku władze Poznania zapowiadały, że będą domagać się zwrotu kosztów przeprowadzenia reformy. Miasto musiało sfinansować m.in. koszty administracyjne, remont i przystosowanie budynków szkolnych, w tym rozbudowę placówek, utworzenie nowych sal lekcyjnych, utworzenie sal przedmiotowych, a także odprawy dla nauczycieli, którzy stracili pracę przez likwidację gimnazjów.

Miasto Poznań w 2021 roku złożyło pozew przeciw Skarbowi Państwa domagając się zwrotu kosztów. Początkowo rozważano pozew zbiorowy, ponieważ inne samorządy rozważały podobny ruch. Ostatecznie stolica Wielkopolski występuje w sprawie samodzielnie, ale pozostałe miasta z niecierpliwością oczekują na efekt tej batalii.

W ubiegłym tygodniu, 14 marca, Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania odpowiedzialny m.in. za oświatę, a także Przemysław Foligowski, dyrektor Wydziału Oświaty UMP oraz Radosław Paszkiewicz z oddziału Planowania i Analiz Budżetu zostali przesłuchani przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Przedstawiono wówczas wydatki poniesione z budżetu miejskiego w 2017 roku na przeprowadzenie nagłej reformy.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” wiceprezydent Wiśniewski wskazał, że przed sądem wyjaśniał, dlaczego Miasto nie mogło przewidzieć takich wydatków w budżecie. Powodem było tempo wprowadzenia zmian i pospieszne przygotowanie i wprowadzenie reformy.

O ile walczy Miasto Poznań? W rozmowie z „Wyborczą” Artur Mysłek, przedstawiciel samorządu i adwokat wskazał, że kwotę ustalono na podstawie analiz przeprowadzonych przez wydział oświaty oraz służby finansowe miasta.

Wyliczono, że tylko w jednym roku na zapisy reformy Anny Zalewskiej, ówczesnej minister edukacji, Poznań wydał ponad 7,5 mln złotych i tyle domaga się teraz od Skarbu Państwa. Zaznaczono, że zwrot ze strony rządu wyniósł zaledwie… 700 tysięcy złotych.

W rozmowie z dziennikarzami Mariusz Wiśniewski przyznał, że w przypadku wygrania procesu Miasto nie wyklucza kolejnych pozwów. Skarb Państwa może się spodziewać wówczas także pozwów ze strony innych samorządów.

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA i Google.
Polityka prywatności i obowiązujące Warunki korzystania z usługi.