Bassekou Kouyate & Ngoni Ba, czyli roztańczony prolog Ethno Portu

Gdy tylko wyszli na scenę i zaczęli grać, w Poznaniu natychmiast zrobiło się jakoś cieplej, weselej i bardziej kolorowo. Malijscy muzycy Bassekou Kouyate & Ngoni Ba we wspaniałym stylu zapowiedzieli zbliżający się Ethno Port.

Jednak zanim na scenie pojawili się Malijczycy, poznaniacy mieli okazję ponownie – bo drugi raz na Ethno Porcie – posłuchać zespołu Muzykanci. Joanna Słowińska i towarzyszący jej muzycy byli już przecież gośćmi Ethno Portu w 2009 roku, choć w  nieco innym składzie. Jak wtedy, tak i teraz bez najmniejszego trudu zdobyli serca poznańskiej publiczności i tradycyjnie już pod koniec koncertu publiczność śpiewała i tańczyła razem z nimi, żądała bisów i wypuściła artystów ze sceny dopiero po tym, jak wspaniale zaśpiewali a capella już stojąc bezpośrednio przed zachwyconymi widzami, a nie na scenie.

Po nich wystąpił Witold Roy Zalewski z utworami, którymi zdobył drugie miejsce na XXXVIII Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, a już po nim na scenie pojawili się wyczekiwani Bassekou Kouyate & Ngoni Ba.

Bassekou Kouyate to malijski czarodziej zachodnioafrykańskiej lutni ngoni – tak brzmiała zapowiedź koncetru tego muzyka i to wiedziała pewnie większość gości na koncercie. Jednak żadna wiedza nie była w stanie przygotować odbiorców na ten napór energetycznej muzyki, wykonywanej z oszałamiającą, chwilami wręcz żonglerską, sprawnością.

Już od pierwszej chwili muzycy doskonale dogadywali się z publicznością – wirtuozerskie popisy Bassekou Kouyate wywoływały okrzyki zachwytu, a sama muzyka była tak energetyczna, że nie sposób było spokojnie usiedzieć. Nic więc dziwnego, że już w połowie drugiego utworu przed sceną zaczęły się pojawiać grupy tańczących, najpierw nieśmiało, później coraz odważniej, a Bassekou przy każdych głośniejszych oklaskach czy okrzykach uśmiechał się zaraźliwie i mówił “dziękuję”…

Muzyka była wspaniała: słuchało jej się lekko, radośnie, była pełna słońca i radości życia, z wyrazistym rytmem i dokonale opracowanymi partiami solowymi. Lutni ngoni wygląda dość nie[pozornie, jest malutka, struny ma tylko cztery i nie robi wrażenia instrumentu, który może bogactwem dźwięków powalić na kolana – a jednak tak właśnie się stało, a Bassekou wygdobywając nieqwyobrażalne bogactwo dźwięków z e swojego małego instrumentu z malowniczością godną wytrwanego rockmana miał na pewno niezłą zabawę z osłupienia malującego się czasem na twarzach widzów…

Kolejnym zakoczeniem były instrumenty perkusyjne, które w naszym kręgu kulturowym pełnią funkcję służebna, drugoplanową i służą głównie do pomocy w utrzymywaniu rytmu. Jeśli komuś się wydaje, że mały bębenek nie może być instrumentem solowym, bo gama dźwięków, jaka jest w stanie z siebie wydać, jest po prostu zbyt ograniczona – to powinien posłuchać koncertu Bassekou Kouyate & Ngoni Ba… Popis gry na takim właśnie bębenku zauroczył widzów, bo grający na nim muzyków wydobywał ze swojego instrumentu wręcz niewiarygodne dźwięki przy okazji tańcząc…

No i to była kolejna zaleta tej muzyki – była naprawdę doskonała do tańca. Tańczyli zresztą nie tylko widzowie, ale i sami muzycy, bawiąc się koncertem równie dobrze jak publiczność i najwyraźniej ciesząc z żywiołowej reakcji poznaniaków. Nic dziwnego, że mieli poważne problemy z zejściem ze sceny, bo publiczność chciała jeszcze…