AZS UAM Poznań – MKS Banimex Będzin 1:3

W spotkaniu 5 kolejki I ligi mężczyzn siatkarze AZS UAM Poznań ulegli we własnej hali zespołowi MKS Banimex Będzin 1:3 (25:19, 35:37, 24:26, 20:25). Dla gości była to czwarta wygrana z rzędu w lidze, natomiast beniaminek z Poznania nie powiększył dorobku punktowego i nadal zamyka tabelę zaplecza PlusLigi.

I set
Zapał do gry gospodarzy bił już od pierwszej zagrywki. Jednak odważne ataki Mateusza Mędrzyka z początku pierwszego seta zostały szybko stłumione przez trzon ekipy gości – Mateusza Zarankiewicza, Dariusza Sygułę i Grzegorza Wójtowicza. Pojedynczy blok na wspomnianym przyjmującym gospodarzy spowodował, że na tablicy pojawił się pierwszy niepokojący symptom dla szkoleniowca poznaniaków Damiana Lisieckiego, czyli wynik 3:6.

W kolejnej akcji nieoczekiwanie zagrywkę popsuł Zarankiewicz, co było początkiem serii punktowej gospodarzy. Głównym aktorem tych akcji był Damian Schulz, któremu w polu zagrywki dopisywało sporo szczęścia, a poza tym robił to co najlepiej potrafi, czyli atakować ze skrzydła. Czarną robotę wykonywał powracający po kontuzji barku Bartosz Mischke, który świetnie spisywał się na pozycji libero. Był to jego pierwszy występ przed poznańską publicznością.

Wówczas pierwszej zmiany dokonał trener gości Rafał Legień, wprowadzając Marcina Kantora w miejsce Sławomira Szczygła. Ta roszada nie zmieniła obrazu gry. Częste psucie zagrywki i problemy z przyjęciem spowodowały, że po asie serwisowym Michała Bukowskiego szkoleniowiec będzinian poprosił o czas. Po wznowieniu gry koszmar gości nadal trwał. Kolejny raz fantastycznie w polu zagrywki zachowywał się wspomniany Bukowski. Głównie za sprawą środkowego bloku poznańskiej ekipy zaczęło pachnieć niespodzianką w pierwszym secie – 15:8. Legień był zmuszony ponownie porozmawiać ze swoimi podopiecznymi.

Kolejne fragmenty tego seta to gra punkt za punkt. W ataku nie do zatrzymania był Schulz, a na nieszczęście MKSu zaczął się mylić Zarankiewicz. Jednak, gdy przewaga gospodarzy stopniała do pięciu punktów, asekuracyjnie Lisiecki postanowił wykorzystać przysługującą mu przerwę, co wybiło z rytmu rywali. Po rozpoczęciu gry Schulz dokończył swoją robotę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 25:19, kończąc tym samym seta.

II set
Drugą część spotkania od mocnego uderzenia rozpoczęli goście. Niespodziewanie przegrany gładko set podrażnił ambicje podopiecznych Legienia. W dodatku falstart w tym secie zanotowali gospodarze, którzy zaczęli popełniać proste błędy. Obudzili się dopiero przy stanie 1:5. Niestety słabiej niż poznaniacy w tym fragmencie spotkania spisywali się sędziowie spotkania, którzy swoimi niepewnymi decyzjami wprowadzali wiele nerwowości wśród zawodników z obu stron. Tym razem przerwa na żądanie Lisieckiego była wręcz wskazana, a jak później się okazało, skutecznie wstrząsnęła drużyną z Poznania. Do głosu coraz częściej zaczął dochodzić kapitan Akademików – Martin Vlk, który wziął na swoje barki ciężar gry i odciążył trochę Schulza w ataku.

Po drugiej stronie siatki trudno było znaleźć lidera, może był nim Zarankiewicz, ale to głównie za sprawą jego słabej skuteczności w ataku przewaga gości zaczęła topnieć. W momencie, gdy Vlk pojawił się w strefie zagrywki, udało się doprowadzić do remisu 8:8. Jednak po chwili w ekipie gości Zarankiewicz przypomniał sobie, jak gra się w siatkówkę. Poprawił swój celownik, a na dodatek Sławomir Szczygieł brylował pod siatką swoimi kiwkami i mieliśmy wynik 9:13 dla Będzina.

Z pewnością z takim impetem zakończyliby tę partię goście, gdyby nie jeden element, w którym totalnie zawodzili w przeciągu całego spotkania. Mianowicie chodzi o serwis, który najczęściej kończył się na siatce lub piłka lądowała daleko poza boiskiem. Na dodatek przy stanie 10:13 sędziowie zadecydowali o powtórzeniu akcji, co kolejny raz wywołało falę niezadowolenia wśród wszystkich zgromadzonych na hali przy ulicy Zagajnikowej w Poznaniu.

W dalszej fazie tego seta oglądaliśmy serię zepsutych zagrywek z obu stron, nawet Schulza opuściło szczęście, który psucie swoich zagrywek przeplatał z prawdziwymi bombami w ataku. Wydawało się, że przełomowym momentem tej partii była kolejna skuteczna kiwka Szczygła, która dała gościom prowadzenie 16:20. Ta komfortowa przewaga rozkojarzyła zawodników z Będzina, którzy z dużymi rezerwami przykładali się do ataku, zapominając, że po drugiej stronie siatki stoi libero Mischke. Głównie za sprawą dobrej gry byłego zawodnika Wandy Kraków oraz wprowadzonego na boisku Dawida Wojdyńskiego Poznaniacy doprowadzili do kolejnego remisu 21:21.

W takich momentach potrzebne jest wsparcie ze strony kapitana i tak rzeczywiście było jeśli chodzi o osobę Słowaka Vlka. W ten sposób Akademicy mieli jako pierwsi piłkę setową. Choć tak naprawdę nikt wtedy wśród zgromadzonych na hali nie spodziewał się, że do takich sytuacji dojdzie kilka razy. Końcówka drugiego seta w tym spotkaniu była esencją siatkarskiego rzemiosła. Długie wymiany, świetne obrony z obu stron i kilka akcji w ataku kończących się wbitymi gwoździami w parkiet.

Na obu ławkach rezerwowych wrzało, nerwowo gestykulował zarówno Lisiecki jak i Legień, dokonując kilku zmian. W tak ważnym momencie na parkiecie pierwszy raz w tym sezonie pojawił się Łukasz Ożarski, który mimo przerwy w grze potrafił natychmiast wkomponować się w atmosferę panującą na boisku. Set zakończyła cała serie obron po stronie MKSu Będzin. Wynik 35:37 dla gości stawiał ich w komfortowej sytuacji psychicznej przed następnymi setami tego spotkania.

III set
Początek trzeciego seta to kolejne długie wymiany, do których oba zespoły przyzwyczaiły obecnych kibiców. Gra punkt za punkt toczyła się aż do momentu, kiedy Vlk znalazł w końcu sposób na Tomasz Głoda, libero z Będzina, który reprezentował podobny poziom w obronie co Mischke po drugiej stronie siatki. Za sprawą dwóch asów Słowaka Poznaniacy szybko zapomnieli o przegranym maratonie w drugim secie i wysunęli się na prowadzenie 10:6. Trener Legień musiał poprosić o przerwę, którą z pewnością wykorzystał na to, aby przypomnieć swoim podopiecznym o grze blokiem.

Duet Soroka-Szczygieł do końca tego seta siali postrach wśród atakujących poznańskiej ekipy. Jednak ten pierwszy zaczął popełniać proste błędy w ataku i szybko opuścił boisko, a w jego miejsce pojawił się Tomasz Tomczyk. Przewaga trzech punktów po stronie poznaniaków utrzymywała się przez niemal cały set głównie za sprawą świetnie działającej maszyny o nazwie Damian Schulz. Przy stanie 23:20 poznańscy kibice zaczęli zacierać ręce wietrząc w powietrzu punkt zdobyty w tym meczu i w najgorszym wypadku tie-break.

Przełomowym momentem w tej części spotkania było zablokowanie ataku Schulza przez Zarankiewicza i Szczygła. Swoją chęć do gry zgłosił także Wójtowicz, który z zimną krwią wybił z głów Poznaniakom zwycięstwo w tym secie. Trzeci set zakończył się rezultatem 24:26 dla gości.

IV set
Jak się później okazało ostatnia odsłona tego spotkania była najsłabszym momentem w grze gospodarzy. Siatkarze, którzy jak w całym meczu błyszczeli zaczęli psuć wydawało się proste akcje. Na nieszczęście Akademików obudził się Zarankiewicz, do którego przede wszystkim należała ta część spotkania. Zawodnik z numerem 4 na koszulce zaczął grać koncertowo, a jego z prawego skrzydła były nie do zatrzymania. Będzinianie zaczęli grać swoje doprowadzając do wyniku 5:10.

Przebłyski po stronie gospodarzy miał Bukowski, który wbijając kilka gwoździ w parkiet po stronie rywali rozbudzał zgromadzonych na trybunach fanów akademickiej drużyny. Niestety mimo rozpaczliwych obron Ożarskiego i Mischke Poznaniacy nie mogli zmniejszyć strat. Nadzieję w serca kibiców wlał pod koniec seta niezmordowany Schulz, który posyłał prawdziwe bomby na drugą stronę siatki. Jednak kolejny raz katem okazał się Wójtowicz, który dopilnował, aby też i ten set został rozstrzygnięty na korzyść jego drużyny. Rezultatem 20:25 ze wskazaniem dla gości zakończył się ta część meczu.

Mimo porażki gospodarze zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Można zauważyć postęp i udane powroty do drużyny Mischke i Ożarskiego. Spora ilość zmian, jaką przeprowadził trener Damian Lisiecki, może tylko świadczyć o tym, jaką wyrównaną kadrę posiada w swoim zespole. Niestety, był to kolejny mecz, który nie przynosi punktu Akademikom i to oni nadal są „czerwoną latarnią” I ligi.