Jak to się wszystko zaczęło? Otóż zaczęło się od… architektury, która najpierw była zakładem, później zyskała status instytutu, a później stała się wydziałem. Program pozwalał na kształcenie przyszłych architektów wszechstronnie, z nutką artyzmu, wyjazdami na plenery, gdzie uczyli się także rozwijać tę artystyczną stronę swojej natury, która dobremu specjaliście chcącemu projektować dobre rzeczy jest niezbędna.
Jednak z czasem w nauczaniu studentów coraz wyraźniej dawały się zauważyć tendencje ograniczania przedmiotów dodatkowych – czyli także artystycznych – do minimum.
– Skracanie tej drogi dydaktycznej sprawiało, że brakowało nam czasu – wyjaśnia profesor Włoszkiewicz. – I tak pojawił się pomysł nowego kierunku pomyślany jako pewna prowokacja. Ściągnęliśmy standardy edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych. Podjęliśmy wyzwanie, rada wydziału zaakceptowała, ministerstwo klepnęło – i taki był początek.
Ale pomysł pojawił się wcześniej, w 2001 roku od… pieca ceramicznego. Profesor go wtedy kupił – za pieniądze zarobione przez katedrę, jak podkreśla – żeby poszerzyć wiedzę studentów architektury. Ceramika pozwala nauczyć się wyczuwać przestrzeń, to także gra fakturą, kolorami, kształtami – a taka wiedza architektom bardzo się przydaje. Od tego momentu ciągle pojawiało się coś nowego, bo z każdym następnym elementem okazywało się, że to za mało i ciągle czuło się niedosyt… Zwłaszcza że kolejne cięcia finansowe ograniczały kolejne działania.
– Nie organizujemy już wyjazdów dla studentów do naszych ośrodków w Pniewach czy Puszczy Noteckiej – opowiada profesor. – Bo niestety, musieliby je w całości opłacać, a nie każdego na to stać. A szkoda, bo to było naprawdę wspaniałe: dzika przyroda, dwa tygodnie obcowania z nią, 24 godziny na dobę, a studenci dopiero po pierwszym roku, jeszcze chcieli coś zdobywać, udowadniać. I to wszystko sprawiało, że u wielu osób następowały fantastyczne przełomy. Na przykład problem koloru, niezwykle przecież istotny w architekturze – oni tworzyli obrazy poznając to…
I tak z cięć budżetowych oraz pieca ceramicznego narodził się pomysł nowego kierunku – właściwie prowokacji artystycznej…
– To była radość i jednocześnie strach – wspomina profesor Włoszkiewicz. – Czy nam to wyjdzie? Program jest bardzo wyważony, bo celem nie jest edukacja artystów, ale ludzi, którzy ukończą studia z konkretnymi umiejętnościami, którzy będą umieli się odnaleźć jako artyści, ceramicy czy graficy, ale także w firmach reklamowych czy jako pedagodzy. Rynek to oddzielny temat, ale my staraliśmy się, żeby to nie była nauka na zasadzie mam komputer i klikam. Żeby komputer był narzędziem, nie celem. Nie chodzi o masowość, o kilka tysięcy osób. Niech ich będzie 30, ale żeby chciało studiować.
Potem była batalia o to, żeby doszedł drugi stopień i studenci mogli zdobyć tytuł magistra. W programie był ukłon w stronę architektury, bo studenci mają dwa przedmioty architektoniczne: propedeutyka architektury i architektura krajobrazu. Na przykład prace poświęcone ulicy Święty Marcin, w których studenci realizowali swoje projekty, ale i zdobywali doświadczenie w projektowaniu. I takie właśnie współdziałanie jest cenne na Wydziale Architektury i Urbanistyki.
Jednak nie da się ukryć, że nawet biorąc pod uwagę tylko poznańskie uczelnie można znaleźć kilka pokrewnych kierunków. Czym się od nich różni ten na Politechnice Poznańskiej?
– Specyfika jest taka, że myśmy postawili na projektowanie graficzne, na ceramikę, malarstwo ścienne i witraż – tłumaczy profesor Włoszkiewicz. – Te cztery dziedziny to rodzaje rzemiosła, kiedyś tak to postrzegano. Ale ważne, żeby pojawił się aspekt kreacji, ta unikatowość, indywidualne piętno. A żeby to się mogło stać, ci ludzie muszą mieć odpowiednie wykształcenie – kreatywne. Żeby ci ludzie kończąc ten kierunek mogli spełniać rolę i nauczyciela zawodu, i artysty mającego na swoim koncie twórcze realizacje. Cztery profile nie ograniczają – można też robić dyplom z rysunku, rzeźby czy malarstwa. To kwestia wyboru. Mam nadzieję, że to widać na wystawie – i może to samochwalstwo, ale wydaje mi się, że poziom prac jest wysoki…
Bo dumni absolwenci studiów licencjackich właśnie kilkanaście dni temu zaprezentowali swoje prace dyplomowe w galerii “Drewutnia” prowadzonej przez EduArt, Koło Naukowe studentów Edukacji Artystycznej w Zakresie Sztuk Plastycznych.
– Koło Naukowe bardzo prężnie działa, są gospodarzami galerii Drewutnia – mówi z dumą profesor. – Owocem ich działalności jest promocja kierunku i jest ona bardzo wyrazista, co zostało zauważone też przez władze uczelni. Bo oni nie tylko mówią – oni to wcielają w życie. Myślę, że to zacznie – choćby dzięki wystawie – docierać także do architektów i decydentów, a wtedy współdziałanie może się rozwinąć.
Galeria działa niespełna rok z niezmiennym zapałem i kreatywnością, wciąż prowadzona przez studentów. Czy to nie dziwi w czasach, gdy wielu wykładowców narzeka na poziom studentów, brak zainteresowania studiami i mocno konsumpcyjne podejście do rzeczywistości? Ale profesor Włodzimierz Włoszkiewicz widzi to inaczej.
– Czy to wyjątkowi studenci? – uśmiecha się. – Cóż, powiedziałbym, że zaangażowanie studentów jest efektem zaangażowania pedagogów…
Czytaj także:
Studenci edukacji artystycznej prezentowali dyplomy w Drewutni