Lech Poznań – Górnik Zabrze 0:0

W trzeciej kolejce T-Mobile Ekstraklasy poznaniacy zmierzyli się na własnym terenie z Górnikiem Zabrze i według powszechnej opinii to oni byli pewnym kandydatem do zwycięstwa. Niestety, okazało się, że nic bardziej mylącego. Mecz był po prostu słaby.

Przez pięć sezonów lechitom udało się wygrywać z Górnikiem Zabrze i to bez względu na to, czy mecz odbywał się w Poznaniu, czy w Zabrzu. Ostatnie zwycięstwo zabrzan miało miejsce w 2003 roku. Nic więc dziwnego, że także i tym razem zwycięstwo wydawało się czymś oczywistym.

Początek meczu upłynął pod dyktando zabrzan. Podopieczni trenera Nawałki najwyraźniej postanowili przerwać passę przegranych spotkań z poznaniakami. Grają bardzo dobrze, akcje są spójne, szybkie, a lechici najwyraźniej tego nie oczekiwali, bo grają jakby się trochę pogubili.

Dopiero w 13. minucie Kolejorz bierze się do pracy. Po świetnym dośrodkowaniu Henriqueza Ślusarski uderza głową – niestety, udaje się go zatrzymać Skorupskiemu. Dwie minuty później bramkarza przeciwników próbuje pokonac Tonew w indywidualnej akcji, jednak jest na spalonym.

Zabrzanie nie pozstają dłużni. w 19. minucie Kwiek uderza z woleja z 20 metrów – na szczęście Burić jest tam, gdzie powinien i pewnie chwyta piłkę. W 35. minucie Buricia próbuje pokonać Nakoulma, uderzając z ostrego kąta, jednak piłka poleciała obok bramki Kolejorza.

Lechici jeszcze kilkakrotnie próbowali zaatakować bramkę Górnika – za każdym jednak razem bezskutecznie. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, a grę lechitów można w najlepszym razie określić jako poprawną, bez ognia i chęci zwycięstwa.  

Druga połowa rozpoczęła się nieco żywiej – być może była to zasługa kibiców Kolejorza, którzy skandowali: “Kolejorz, chcemy zwycięstwa!”

Jednak autorami pierwszej groźnej akcji byli zabrzanie. W 57. minucie Olkowski nieoczekiwanie uderzył po długim rogu, a Burić z dużym trudem zdołał wybić piłkę. Piłkarze z Zabrza nie dawali jednak za wygraną i pod bramką Kolejorza zrobiło się gorąco. Gdyby nie mistrzostwo Buricia i jego niemal nadnaturalna umiejętność wyczuwania, dokąd poleci piłka, mecz z pewnością nie skończyłby się remisem…

Jednak sam Burić nie wystarcza, a lechici nie mogą się pozbierać i zawodnicy Górnika spychają ich na własną połowę. Tonew ponownie próbuje w 64. minucie wyprowadzić indywidualną akcję i ponownie jest to akcja nieudana. Gry Lecha nawet przy najlepszych chęciach nie można uznać za dobrą.

W 73. minucie po zamieszaniu pod bramką Buricia kibice przeżyli chwilę grozy: Szeweluchin uderzył z tak bliska, że zdaniem zabrzan piłka zdążyła przekroczyć linię bramkową zanim ją złapał Buric. Na szczęście dla Lecha sędzia był odmiennego zdania.  

Kolejnych kilka akcji lechitów – niestety, wszystkie niecelne. Mimo że mają coraz mniej czasu na strzelenie zwycięskiego gola, to jednak grają jakby bez przekonania, razi też niedokładność podań. jeszcze w 90. minucie odżyły w kibicach nadzieje na tę jedną bramkę po cudownym strzale Możdżenia z 18 metrów, jednak niesamowita interwencja Skorupskiego przekreśliła te szanse. Jedynie atmosfera się poprawiła, jakby takiej akcji właśnie trzeba było lechitom, żeby zabrali się do pracy. Tylko czy trochę nie za późno…?

Niestety, za późno. Poznaniakom już do końca spotkania nie udało się strzelić zwycięskiego gola. Słaby mecz zakończył się równie słabym wynikim 0:0. Swoim negatywnym emocjom dali wyraz na stadionie także kibice – a przyszło ich ponad 27 tysięcy! Liczyli na dobre piłkarskie widowisko, a to, co zobaczyli, mocno ich rozczarowało. Nic więc dziwnego, że pożegnali piłkarzy ogłuszającymi gwizdami.