Paryska lekcja dorosłości

Wyjazd do Paryża i praca jako filles au pair dla wielu młodych kobiet wydaje się być spełnieniem marzeń. Zetknięcie z paryską rzeczywistością bywa jednak czasem bardzo bolesne – tak było w przypadku bohaterki powieści „Niania w Paryżu”. Jak naprawdę wygląda życie w stolicy Francji, jakie są blaski i cienie emigracji i kim jest tytułowa bohaterka – opowiada Agnieszka Moniak-Azzopardi, autorka książki „Niania w Paryżu”.

Po  lekturze Pani debiutanckiej książki – „Niania w Paryżu” – nie da się uniknąć pytania, czy opisana przez Panią historia jest prawdziwa? Czy główna bohaterka, Ania, to Pani, czy może inspiracją były przeżycia kogoś znajomego?

Agnieszka Moniak-Azzopardi: Jak wiele debiutanckich powieści, i moja znajduje swój początek w autobiografii. Kilkanaście lat temu to ja byłam „Anią”, czyli młodą Polką, która opuściła rodzinną i jeszcze szarą, postkomunistyczną Polskę, by szukać lepszego startu w dorosłym życiu, ciekawszej egzystencji gdzieś dalej, na emigracji, samotnej emigracji. Jednakże historia Ani nie jest moją osobistą historią. Została zainspirowana dziesiątkami spotkań i rozmów z różnymi młodymi Polkami i kobietami innych narodowości z Europy centralnej i wschodniej, które jak Ania pracowały i wciąż jeszcze pracują jako „operki” czyli filles au pair we Francji. Jeszcze kilka lat temu mieszkałam w Paryżu i wciąż je spotykałam na swojej drodze. Podczas rozmów z nimi miałam wrażenie, że tak niewiele się zmieniło…

Do kogo kieruje Pani książkę, kto jest „docelowym” czytelnikiem – dzisiejsze rówieśniczki Ani (dziś Ania byłaby kobietą prawie 40-letnią), które mogą mieć podobne do niej wspomnienia, czy może młode dziewczyny, studentki, które tak jak bohaterka książki, w nadziei na spełnienie marzeń, decydują się na wyjazd za granicę?

Myślę, że książka jest adresowana do dość szerokiej czytelniczej publiczności. Kobiety w moim wieku – i te żyjące w Polsce, i te na emigracji – mogą w niej odnaleźć część siebie. Młode studentki i dziewczyny, które myślą o wyjeździe i podjęciu podobnej pracy znajdą w niej z pewnością wiele interesujących wątków. Myślę też o ich rodzinach… Od dnia wejścia Polski do UE i kolejnych dość licznych fal emigracyjnych żadna polska rodzina nie może chyba powiedzieć, że nie jest dotknięta tym problemem. Decyzja o emigracji, nawet czasowej, dotyczy zazwyczaj całych rodzin, rodziców dorosłych już prawie dzieci, dziadków, kuzynów, bliskich. Jej skutki są odczuwalne nie tylko dla jednej, wyjeżdżającej osoby.

Czy pisała Pani „ku przestrodze”?

Absolutnie nie. Emigracja nie powinna, nie może napawać strachem. W dzisiejszym, mocno zglobalizowanym świecie jest czymś coraz bardziej normalnym i powszechnym, co oczywiście nie oznacza, że jest łatwa i bezproblemowa. To wyzwanie dla odważnych, szukających czegoś innego, otwartych ludzi. Dla Polaków emigracja nie jest już czymś dramatycznym i ostatecznym. Była taka, gdy reżim represjonował wyjeżdżających i ich rodziny. Obecnie możemy podróżować bez obaw, mieszkać i pracować w innych krajach. Bez wątpienia jest to trudniejsze niż życie „u siebie”, wymaga sporej dojrzałości. Starałam się również przekazać myśl o tym, że emigracja nie jest tylko zewnętrznym ruchem, opuszczeniem domu, miasta, regionu, kraju. Ona jest też wewnętrznym procesem, bardzo osobistym i intymnym. Ujawnia, kim tak naprawdę jesteśmy, do czego dążymy. Zmienia nas nie tylko zewnętrznie, ale też bardzo głęboko wewnętrznie.

Mieszka Pani we Francji. Obraz Francuzów przedstawiony w powieści jest daleki od ideału. Czy spotkała się Pani z zarzutami ze strony francuskich przyjaciół, że w swej powieści mija się Pani z prawdą? Czy byli tacy, którzy poczuli się Pani książką urażeni?

Powiem szczerze, że z takimi zarzutami się nie spotkałam. W mojej powieści ani obraz Francuzów, ani Polaków nie jest idealny. To nie narodowość stanowi o człowieku. Francuzi bywają szowinistyczni. Wystarczy popatrzeć na wyniki wyborcze partii Marine Le Pen i szerzej sympatyzującej z nią francuskiej prawicy. W kręgu moich przyjaciół nie ma jednak takich osób. Rodzin podobnych do rodziny H. są we Francji z pewnością tysiące i sami Francuzi są tego świadomi.

Czy uważa Pani, że ludziom dzisiaj decydującym się na emigrację jest łatwiej niż Ani na początku lat dziewięćdziesiątych?

Z pewnością – tak. Młodzi Polacy, którzy urodzili się już w wolnej Polsce, z pewnością niewiele pamiętają z poprzedniego ustroju. Syndrom zamknięcia, poczucia niższości, jakiegoś takiego ogólnego niedopasowania i inności jest im, tak myślę, obcy. Jesteśmy społeczeństwem bardziej otwartym, zasobniejszym, podróżującym (trochę) po Europie. To wszystko sprawia, że dzisiejsza studentka nie wyrusza całkiem w nieznane. Należy też wspomnieć o współczesnych środkach komunikacji, dzięki którym dom jest blisko… Bohaterka książki nie miała nawet tego.

Proszę sobie wyobrazić, że pisze Pani dalszy ciąg swojej powieści, jej akcja przenosi się do czasów współczesnych. Kim jest teraz Ania? Czy nadal mieszka we Francji, czy jej przeżycia związane z pracą u państwa H. na tyle zniechęciły ją do tego kraju, że postanowiła wrócić do Polski?

Ciąg dalszy? Dlaczego nie! Ania mieszka nadal we Francji. Wróciła przecież do Michela. Wydoroślała, jest prawie Francuzką, ale polskość w dalszym ciągu przeszkadza jej w pełnej integracji. Może znów jest nianią, tylko już w nieco inny sposób?

Przeczytaj także:

„Niania w Paryżu”, Agnieszka Moniak-Azzopardi