Jak teatr wyszedł w plener – Jeżyce Story na rynku. Jeżyckim

Na jednym straganie Paweł Binkowski jako Peja opowiada coś oczarowanym słuchaczom. Inna grupa przysłuchuje się opowieściom państwa Musielaków, matematyków z Jeżyc, czyli Agnieszce Różańskiej i Wojciechowi Denece. Oto Teatr Nowy w nietypowej scenerii, bo na straganach. Ale gdzie lepiej opowiedzieć Jeżyce Story niż na rynku Jeżyckim?

To był naprawdę niezwykły pomysł: otóż Teatr Nowy postanowił opuścić na jeden dzień swoją siedzibę przy ul. Dąbrowskiego i przenieść na rynek Jeżycki. Oczywiście nie na stałe, a tylko na trochę i tylko z jednym spektaklem: Jeżyce Story. Tern spektakl, zrodzony z opowieści mieszkańców, z obserwacji jeżyckiego życia, był jakby stworzony po to, by wyjść do ludzi w samo serce dzielnicy, o której opowiada.

Każdy z bohaterów dostał jeden stragan i tam co jakiś czas opowiadał swoją historię. Niedokładnie tę samą, co na scenie, bo jak podkreślali autorzy spektaklu, chodziło też o wniesienie w przestrzeń pewnej świeżości – no i niejako oddanie mieszkańcom historii, z którymi oni przyszli do teatru i z których powstał spektakl. A widzowie przechodzili od straganu do straganu w dowolnej kolejności, że posłuchać, co mają do opowiedzenia naukowcy, buntownicy, lokatorzy prywatnych kamienic i mieszkańcy Rozbratu, gracze i jeżyckie kobiety. A jak im się to podobało?
– Naprawdę interesujące, ale takie awangardowe, prawda? – mówi Bożena Janowska, mieszkanka Jeżyc. – To znaczy ja jestem raczej tradycjonalistką i chyba jednak wolę teatr w teatrze. Ale dla młodych to na pewno jest dobre, oni przecież nie chodzą do teatru, to jest szansa, by ich w ten sposób przyciągnąć.

A co na to sami młodzi ludzie? Patryk i Paweł też mieszkają na Jeżycach, a na rynek przyszli “dla zgrywy”. Ale im się podobało.
– Ten kawałek o Pei jest zaje… to znaczy fajny – mówi Patryk. – Ten gościu, co to mówi, naprawdę to czuje, a taki stary i w ogóle… No, aktor.
– Nie mówię, że zaraz ku… przepraszam… polecę do tego teatru – dodaje Paweł. – Ale to było naprawdę spoko. I to o tym gościu ze skłotu też, z tym jego ojcem. Ale reszta taka sobie, trochę nudne. Że o życiu? No pewnie, ale jak ktoś ma taki syf na co dzień to niekoniecznie chce to jeszcze oglądać w teatrze, nie?

Pani Marianna Kolwicka jest pomysłem zachwycona. Na akcję przyprowadziła całą rodzinę.
– Ja już wcześniej widziałam bodajże dwa odcinki i bardzo mi się podobały – opowiada. – Wprawdzie mieszkam na Ratajach, ale zawsze uważałam, że blokowiska zabijają tę miejskość w takim wydaniu, jak rozumieją to autorzy spektaklu. One są takie… bezosobowe, nie ma w nich nic, do czego można by się przywiązać. W starych dzielnicach jest inaczej i ten spektakl jest tego potwierdzeniem. Moim zdaniem genialnym potwierdzeniem.

Czytaj także:

Rynek Opowieści Jeżyckich, czyli Teatr Nowy na straganach