Parlament Europejski od środka

Zobaczyć Parlament Europejski od środka? To z pewnością coś, co warto zrobić, jeśli się już jest w Brukseli albo w Strasburgu. Choćby po to, by wiedzieć, gdzie zapada tyle decyzji wpływających na życie także i w naszym kraju. Ale z pewnością nie należy to do łatwych zadań…

Dlaczego? Choćby ze względu na ogrom budynków tworzących kompleks parlamentarny – w Brukseli to kilka ogromnych biurowców połączonych łącznikami, tworzących w zasadzie całe odrębne miasto. I nic dziwnego, bo tu jest zazwyczaj największy ruch – to przecież w Brukseli odbywa się większość obrad parlamentu i mieszczą się biura poselskie, komisje parlamentarne i władze klubów, chociaż oficjalną siedzibą PE jest Strasburg, natomiast w Luksemburgu mieści się sekretariat generalny i biblioteka.

Co ciekawe, główna ulica tego parlamentarnego miasta nosi nazwę Alei Solidarności 1980. To z niej trzeba skręcić, by dotrzeć do punktu startowego parlamentarnych wycieczek. Chętni do odwiedzenia siedziby parlamentu w Brukseli mają do dyspozycji oddzielne wejście, a rygory tam obowiązujące są nie mniej surowe niż na lotniskach. Lepiej nie mieć przy sobie takich rzeczy jak scyzoryk czy nawet pilniczek do paznokci, bo ochrona nie przepuści przez bramki i z wizyty nici…

Po przejściu procedury trzeba starannie przypiąć sobie identyfikator i można zacząć zwiedzanie. Najlepiej mieć kompetentnego przewodnika, nie tylko dlatego, żeby nie zginąć, ale też by dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o parlamencie. Naszą grupą zaopiekowała się wspaniała Aleksandra Piłka, asystentka poseł Krystyny Łybackiej, która nie tylko bezpiecznie doholowała nas aż do końca wycieczki, ale też, na zmianę z panią poseł, opowiadała o tym, jak wygląda parlament od środka, a konkretnie z punktu widzenia posła. Wiedza o tym, jak to wygląda od środka, jej zdaniem ułatwi zrozumienie mechanizmów rządzących europarlamentem, no i relacjonowanie wydarzeń, jakie tu mają miejsce, a jakie są ważne dla Polski.

Wyposażenie – z dziennikarskiego punktu widzenia – robi niesamowite wrażenie. Ogromna sala plenarna jest otoczona stanowiskami dla tłumaczy, bo w UE jest przecież  28 państw i 23 oficjalne języki, więc każdy delegat może występować w dowolnym z nich, a armia tłumaczy natychmiast to przekłada na pozostałe języki. Dla dziennikarzy, którzy chcieliby na miejscu przygotować relację z dowolnej części obrad, są do dyspozycji nie tylko sale prasowe, ale też studia radiowe i telewizyjne z operatorami i personelem technicznym, jeśli trzeba. Studiów jest kilka, by przedstawiciele mediów nie musieli czekać w kolejce, gdy trzeba szybko przekazać informację. Jest też do pomocy cały sztab oficerów prasowych podzielonych na sektory językowe i tematyczne. Dużo? tak się wydaje, ale gdy weźmie się pod uwagę, że posłów jest 751, do tego dochodzi armia 23 tysięcy urzędników – to naprawdę trzeba mieć do dyspozycji sztab ludzi, żeby sobie poradzić na bieżąco ze wszystkimi napływającymi informacjami. A to jest najtrudniejsze chyba zadanie w parlamencie…

Trudne jest także dlatego, że sporo tu chaosu informacyjnego, wynikającego tak z niewiedzy, jak i z polityki.
– Tu też toczy się walka polityczna, ale raczej na posiedzeniach frakcji – opowiada poseł Łybacka.
Nie zmienia to jednak faktu, że politycy wielu krajów uwielbiają tłumaczyć swoje posunięcia argumentami “bo Bruksela wymusza”, gdy tymczasem dany temat w ogóle podczas obrad nie był poruszany…
– To się zdarza na przykład przy tematach dotyczących edukacji czy zdrowia – mówi poseł Łybacka. – Tymczasem Unia Europejska nie tylko w ogóle tym się nie zajmuje, ale nie ma takich kompetencji, bo to wewnętrzne regulacje poszczególnych państw członkowskich.
I w taki oto sposób krajowi politycy wykorzystują niewielką wiedzę społeczeństwa na temat systemu pracy Parlamentu Europejskiego…

Jak się okazuje, europosłowie też jedzą: w budynku są dwie restauracje, a może raczej parlamentarne stołówki, jest też kilkanaście automatów z kawą, napojami i przekąskami rozsianych po całym budynku. Przydają się, bo w czasie obrad w obu lokalach bywa niezły tłok, a chociaż każdy mieszka w Brukseli, to nie każdy ma tak blisko, by na obiad wyskoczyć do domu.

W samym środku głównego budynku parlamentu zwraca uwagę niezwykła metalowa konstrukcja, trochę przypominająca dzwony rurowe, a trochę szkielet prehistorycznego gada. To rzeźba “Jedność w różnorodności”, która jest odzwierciedleniem głównej idei działania UE. Złośliwi twierdzą natomiast, że skomplikowany i splątany układ metalowych prętów i rur doskonale oddaje chaos, jaki tam panuje. Jeśli dodać do tego konieczność regularnego przewożenia dokumentacji ze Strasbourga do Brukseli i z powrotem – a używa się do tego celu raz w miesiącu karawany… tirów – to rzeczywiście niewiarygodnie splątane rury wydają się być odpowiednim symbolem tego systemu. A przecież podróżują też posłowie: bo w Strasburgu co miesiąc odbywa się posiedzenie plenarne, ale w Brukseli odbywają się wszystkie dodatkowe obrady, a także spotkania komisji parlamentarnych i grup politycznych.

Tuż obok rzeźby znajduje się miejsce, które znają wszyscy: piękna unijna plansza, przed którą fotografują się wszyscy dostojnicy przyjeżdżający do Brukseli. Tuż obok jest to właśnie oficjalne wejście, którym wchodzą do budynku. Zaraz za nim miejsce, gdzie, zazwyczaj ściskając sobie ręce i promiennie się uśmiechając, są fotografowani przez akredytowanych przy PE fotografów. Gdy przyjeżdżają, to naturalnie zwiedzający nie są wpuszczani do tej części parlamentu, ale gdy ich nie ma, żadna ze zwiedzających grup nie pomija okazji, by zrobić sobie zdjęcia w tym miejscu.

To zdjęcie to w zasadzie ostatni element zwiedzania. Nam udaje się jeszcze, dzięki interwencji poseł Krystyny Łybackiej, zajrzeć do tej części Parlamentu Europejskiego, do którego wycieczki nie mają wstępu. Warto: wprawdzie ta część budynku w zasadzie nie różni się wyglądem zbytnio od tej oficjalnej, ale widać tu wytężoną pracę personelu technicznego, który dosłownie biega z miejsca na miejsce, a to z dokumentami, a to naręczem przewodów, a to pchając stos mebli czy głośników. W pewnej chwili majestatycznie między uczestników wycieczki wkroczył niezwykle elegancki mężczyzna w doskonale uszytym fraku i z pięknym, cyzelowanym złotym łańcuchem na szyi z miną co najmniej przewodniczącego Komisji Europejskiej…

Ale nie. Pani Aleksandra wyjaśnia, że tak właśnie ubrani pracownicy pełnią funkcję wspomagającą na przeróżnego rodzaju oficjalnych spotkaniach na najwyższych szczeblach, między innymi pilnując właściwego podawania właściwych dokumentów. Tak, to kolejny dowód na to, że w Parlamencie Europejskim nie jest tak łatwo jak się wydaje…