Motor Show nietypowo, czyli dziwne pojazdy osobiste

Do lamusa odchodzą już czasy, kiedy jedynymi silnikowymi pojazdami mechanicznymi służącymi do przemieszczania się były samochody i motocykle. Już wkrótce na ulicach może się zaroić nie tylko od hulajnóg, ale też od… unicykli.

Tegoroczna edycja targów Motor Show przyniosła wiele nowości – swoje świeże modele prezentuje kilkanaście marek samochodowych, producenci motocykli i skuterów także nie próżnują, a przecież na targach zobaczyć można jeszcze wiele quadów oraz rowerów. Czasem jednak uwagę przykuwają rzeczy o wiele mniejsze. Na przykład… hulajnogi.

Te prezentowane na targach przez firmę SXT Scooters na pewno nie są jednak zwykłymi zabawkami, jakie wielu poznaniaków pamięta z czasów dzieciństwa. Są to bowiem hulajnogi elektryczne.
– Wsiada się i jedzie, bardzo podobnie jak na motocyklu czy motorowerze – zachwala Łukasz Zawadka z firmy SXT Scooters. – Hulajnogi są elektryczne, a więc ciche i wygodne w użytkowaniu. Nasze podstawowe modele mają bardzo szeroką funkcjonalność, bo w zestawie posiadają opony terenowe, hamulce tarczowe, oświetlenie czy siodełko, które można zdemontować, a cały pojazd złożyć i np. schować do samochodu.

Takie pojazdy – co jasne – nie są ani przesadnie szybkie. Prędkość maksymalna to 32 km/h, ale można ją ograniczyć do 20 km/h, przez co zwiększa się zasięg hulajnogi. W ofercie są silniki przede wszystkim elektryczne, ale jest też jeden model spalinowy. Czas ładowania akumulatora to ok. 6-8 godzin, a podłączyć się można do zwykłego gniazdka.

– Takie pojazdy są coraz bardziej popularne, bo to jest sprzęt i do miasta i na wieś, na wakacje i do pracy, dla dzieci i dla osób starszych, pełno i niepełnosprawnych – zapewnia Zawadka. – Ludzie biorą to na hale produkcyjne i magazynowe, na stadiony, dzieciaki dojeżdżają tym do szkoły, rodzice do pracy, często zabierany jest na wyjazdy wakacyjne. Można jeździć w więcej niż dwie osoby, na stojąco, na siodełku, niektórzy to przerabiają i montują jakieś przyczepki.

Być może jednak takim hulajnogom wkrótce urośnie spora konkurencja, w postaci… unicykli. Te pojazdy są o wiele dziwniejsze – wyglądają bowiem po prostu jak jedno koło z silnikiem i miejscem na stopy. Żadnych kierownic, siodełek i innych akcesoriów.
– To taki nowy środek transportu miejskiego, zasilany głównie elektrycznie, sterowany żyroskopowo – tłumaczy Rafał Markiewicz z firmy Inmotion, dystrybutora sprzętu. – Sam pomysł sterowania żyroskopowego w takich pojazdach jest zaczerpnięty od Segwaya, natomiast wykonanie jest bardziej akrobacyjne. Dzięki temu możemy dużo frajdy czerpać, a nie tylko się przemieszczać.

Zasięg takiego “kółka” to ok. 15-20 kilometrów, a pełne ładowanie akumulatora zajmuje 1,5 godziny. Prędkość maksymalna jest ograniczona do 18 km/h, ale można ją jeszcze bardziej zmniejszyć (jeżeli np. unicyklem miałoby poruszać się dziecko) poprzez aplikację na smartfona. Dzięki temu narzędziu można też wyznaczyć tzw. wirtualne ogrodzenie, czyli obszar, w którym unicykl będzie działał – po wyjechaniu z niego silnik wyłączy się automatycznie.

Urządzenie dopiero wprowadzane jest na polski rynek – Markiewicz szacuje, że jego cena będzie wynosić 3900 zł.

Najbardziej niezwykłe jest jednak urządzenie, które prezentowała firma Solowheel – przypomina nieco deskorolkę, ale ma tylko dwa kółka, w dodatku na dwóch oddzielnych, lecz połączonych ze sobą, ruchomych częściach.
– Jest to dwukołowy, samostabilizujący się pojazd, coś jak minisegway. Ma dwa oddzielne silniki, po jednym na każde koło – opisuje Robert Czemeżyński z firmy Solowheel. – To jest raczej do równych powierzchni. Waga to ok. 6,5 kilograma, zasięg to 10 kilometrów. Ładowanie zajmuje godzinę, a podłączyć można je do zwykłego gniazdka.

Nie da się ukryć, że pomysłowość wynalazców w kwestii wymyślania coraz to nowych pojazdów do przemieszczania się jest coraz bardziej nieograniczona. Ciekawe tylko, czy któryś z tych pojazdów wejdzie do użytku na masową skalę, czy też raczej pozostaną one ciekawostkami technicznymi.