Wielkanocny klasyk: “Jesus Christ Superstar”

Jest kilka filmów, które od razu przychodzą na myśl, gdy pomyśli się o Bożym Narodzeniu (vide: „Kevin sam w domu”). Czy Wielkanoc też ma swój film-symbol? Naszym zdaniem ma ich co najmniej kilka, ale jeden z nich jest jedyny w swoim rodzaju. Chodzi o musical (i film!) „Jesus Christ Superstar”.

Dlaczego przypominamy tę kultową produkcję na portalu na wskroś poznańskim? Jeśli nie wiecie lub nie pamiętacie, przypominamy: „Jesus Christ Superstar” w kwietniu zostanie wystawiony na stadionie Lecha przez poznański Teatr Muzyczny w ramach obchodów 1050. rocznicy Chrztu Polski. Okazja ku temu, by przypomnieć ten wspaniały musical, jest więc wręcz doskonała, tym bardziej że na żywo ma go obejrzeć 20 tys. widzów.

„Jesus Christ Superstar” to wspólne dzieło operowego geniuszu Andrew Lloyda i Tima Rice’a, angielskiego poety i tekściarza. Pochodzi z przełomu 1969 i 1970 r. i przedstawia ostatnie dni z życia Jezusa Chrystusa w sposób niezwykle barwny, nietuzinkowy i przede wszystkim rockowy. Dzieło zapoczątkowało nową i szeroko aprobowaną w kolejnych latach formę muzyczną nazywaną dziś rock-operą.

Musicalowi „Jesus Christ Superstar” od początku towarzyszyło wiele kontrowersji. Mariaż rocka, opery i świata biblijnego w latach 60. i 70. był mieszanką równie wybuchową co zaskakującą, zwłaszcza dla bardziej konserwatywnych słuchaczy. W roku 1971, kiedy musical miał swoją premierę na Broadwayu, reklamowano go jako sensację, choć trzeba zaznaczyć, że postać Chrystusa gościła już tam wcześniej, by wspomnieć o komedii „Green Pastures” Conelly’ego z 1930 r. czy wystawionym na kilka miesięcy przed „Jesus Christ Superstar” musicalu „Godspell” Stephena Schwartza wg Ewangelii św. Mateusza. Ale nie tylko o to chodziło.

Tak naprawdę główną postacią „Jesus Christ Superstar” nie jest Jezus, a Judasz. To jego punkt widzenia dominuje w musicalu. Jego partia wokalna uchodzi także za najtrudniejszą (trudniejszą nawet od partii tytułowego bohatera).

– „Jesus Christ Superstar” był wielkim sukcesem – wspomina Tim Rice, autor libretta. – Ludzie myślą, że ten musical to przebłysk geniuszu, ale wcale tak nie było. Narodził się przypadkowo w publicznej szkole z internatem w Anglii, zorientowanej mocno na kościół, Pismo Święte i religijne nakazy, gdzie uczęszczałem jako młody chłopak. Zawsze inspirowała mnie postać Judasza Iskarioty. Myślałem, że większość ludzi w jego sytuacji zachowałaby się dokładnie tak samo, jak on. Myślałem też, że gdybym był pisarzem, malarzem czy rzeźbiarzem, którym oczywiście nie jestem, to historia Judasza byłaby bardzo dobrym tematem. Pomysł stworzenia opowieści z punktu widzenia Judasza intrygował mnie od bardzo młodego wieku, zanim jeszcze poznałem Andrew (Lloyda, autora muzyki – przyp. red.).

Oryginalne spojrzenie Rice’a na historię z Nowego Testamentu i współpraca z fenomenalnym Andrew Lloydem zaowocowała dziełem prekursorskim i ponadczasowym. To nie towarzysząca mu atmosfera skandalu, ale jego twórcza doskonałość sprawiła, że „Jesus Christ Superstar” do dziś wystawia się na scenach całego świata. Swoje zrobiła też sama muzyka: znakomita, zarówno we fragmentach instrumentalnych, jak i w utworach śpiewanych, z których wiele stało się światowymi przebojami, jak „Superstar” czy „I Don’t Know How to Love Him”.

Pierwsza premiera musicalu w Polsce odbyła się w 1987 r. i czasowo zbiegła się z wizytą Jana Pawła II w Gdyni. Do historii polskiej muzyki przeszła niezapomniana kreacja Jezusa Marka Piekarczyka. Lider kultowej formacji TSA wcieli się w tę rolę jeszcze raz, właśnie w Poznaniu, podczas obchodów 1050. rocznicy Chrztu Polski. Spektakl na stadionie przy ul. Bułgarskiej zrealizuje Teatr Muzyczny. Jego dyrektor, Przemysław Kieliszewski, nie kryje, że dla poznańskiego teatru będzie to niełatwe przedsięwzięcie.

– To z wielu względów bardzo trudny projekt – mówi Kieliszewski i dodaje: – W tej formie zaprezentowany zostanie tylko raz.

Emocji związanych z powrotem do roli Jezusa nie kryje Marek Piekarczyk.

– To jest wspaniałe – komentuje zaproszenie do udziału w spektaklu Piekarczyk w rozmowie z Przemysławem Terleckim. – Cieszę się, że właśnie mnie to spotyka. (…) Przez lata byłem zaszufladkowany jako rockandrollowiec, hipis. Nie ukrywam, że ta rola odmieniła moje życie.

– Tysiąc lat temu zdarzyło się, że miejsce, w którym przyszedłem później na świat, a potem Gniezno, gdzie spędziłem kolejne lata, dało początek całej naszej wspaniałej historii, naszej ojczyzny, narodu – kontynuuje Piekarczyk. – Robiłem w życiu różne rzeczy, dobre i złe. Grałem, śpiewałem, lepiłem garnki, pracowałem na roli, studiowałem filozofię, przemierzyłem całą Polskę w różnych czasach i na wszystkie sposoby. Aż w końcu Jerzy Gruza dostrzegł we mnie Jezusa, aktora. Stałem się wtedy spełnionym artystą, gwiazdą. Czy po zagraniu Jezusa można jeszcze zagrać kogoś „lepszego”?

Cały spektakl ma mieć charakter koncertu. Potrwa 110 minut (bez przerwy) i będzie wystawiony w całości w języku polskim. Wydarzenie odbędzie się 16 kwietnia o godz. 19.00 na Inea Stadionie.

Zanim jednak „Jesus Christ Superstar” zostanie wystawiony w Poznaniu, gorąco zachęcamy do obejrzenia, przypomnienia sobie tej niesamowitej produkcji. Jest film, jest płyta, jest wiele premier, które zostały uwiecznione i można je oglądać w internecie, znaleźć na DVD itp. Idealna propozycja na Wielkanocny seans w rodzinnym gronie.