Jeżyce Story: dobra historia, ale…

Porządny, solidny kawałek teatru dokumentalnego zaprezentowany z wdziękiem i lekkością. Ale w tym jeżyckim słoiku miodu jest naprawdę pokaźna łyżka dziegciu. I czasem przeważa smakiem nad miodem.

Przypomnijmy: spektakl powstał na podstawie historii, jakie opowiadali jego twórcom mieszkańcy Jeżyc. To oni wybierali te, które będą opowiadać na scenie i sposób, w jaki chcą to robić. W taki sposób w pierwszym odcinku “Lokatorzy” na scenie pojawiają się niespiesznie opowiadane wspominki z przedwojennego Poznania państwa Musielaków, opowieść o cudownym sklepie, przetrwaniu wojny i skarbie przy Krasińskiego. Precyzja, doskonałość języka i ten wyjątkowy dar niezwykle sugestywnego budowania obrazów kilkoma słowami, który uzupełniła świetna gra aktorska – to wszystko sprawiło, że “Jeżyce Story” mozna spokojnie uznać za spektakl naprawdę wysokiej klasy.

Ale potem pojawiły się te mniej idylliczne i ładne kawałki jeżyckich opowieści: o wyrzucaniu ludzi z kamienic, Rozbracie, anarchistach i bezprawiu panującym w mieście jeśli chodzi o gospodarkę lokalami. To oczywiście także jeżyckie życie, doskonale zresztą zagrane – jednak było go zdecydowanie za dużo. Przy tworzeniu tych wątków zabrakło twórcom wyczucia proporcji: gdyby ktoś zdecydował się czerpać swoją wiedzę o Jeżycach tylko z tego spektaklu to okazałoby się, że na Jeżycach jest wyłącznie Rozbrat i wyrzucanie ludzi z kamienic, głównie niezgodnie z prawem.

A przecież każdy, kto zna tę dzielnicę, doskonale wie, że to tak nie wygląda. Że Rozbrat nie jest zauważalny na co dzień, a życie Jeżyc nie składa się tylko z czyszczenia kamienic i kłótni na antenie telewizyjnej o to, ile miasto robi, by pomóc lokatorom wyrzucanym z kamienic. Ten zresztą fragment był zdecydowanie najsłabszym fragmentem nie tylko ze względu na treść, ale i formę, w jakiej ów dialog został przedstawiony. Sprawa została zaprezentowana w konwencji czarne-białe, przy czym tym czarnym charakterem był dyrektor ZKZL. A wszyscy, którzy mają choć niewielką orientację w temacie kamienic, wiedzą, że to wcale nie jest takie jednoznaczne i oczywiste… Inną wadą tego fragmentu jest to, że ktoś, kto jest spoza Poznania lub nie interesuje go ten akurat aspekt życia miasta, nie będzie wiedział, o co chodzi.

W drugim odcinku “Buntownikach” znów pojawia się Rozbrat w niestrawnych ilościach i przemyślenia jego mieszkanki Kaśki, które gdyby były krótsze – z pewnością bardziej by przemawiały. Na szczęście w tym odcinku w dużej mierze równoważyła je historia Tomka, który ucieka z domu i jego ojca, reprezentującego kompletnie odmienny sposób życia. Ta historia i spójny, oszczędny, ale niezwykle wyrazisty sposób jej prezentacji jest fascynujący, a Tomek i jego ojciec po prostu urzekają swoją grą.

Łyżką dziegciu w tym odcinku jest historia słonia, który akurat w Poznaniu uciekł z cyrku i którego ścigali policjanci, strażacy, treser i sam dyrektor cyrku, a obserwowali pościg zafascynowani poznaniacy. Wydarzenie  z pewnością było dramatyczne, ale już sposób jego pokazania w spektaklu był nużący, zbyt ekologiczny – naprawdę trudno uwierzyć, by mieszkańców, którzy pamiętali tę przedwojenną historię, do dziś najbardziej oburzało to, że słoń żył w niewoli, a treserzy stosowali niehumanitarne metody tresury. To zbyt pachnie podejściem o 50 lat późniejszym…

Na duży plus zasługuje jedynie pomysł z prezentacją przyjazdu cyrku i ucieczki słonia w konwencji pierwszych kronik filmowych. To wypadło naprawdę doskonale – tylko zupełnie niepotrzebnie bohaterowie później powtarzali dokładnie to samo, co powiedziano już wcześniej w kronice…

W spektaklu nie mogło zabraknąć równiez najsłynniejszego mieszkańca Jeżyc, czyli Pei – ale tu chyba trochę zabrakło realizatorom pomysłu na tę postać, zresztą o Pei w Poznaniu trudno powiedzieć jeszcze wiele nowego, bo – choć doskonale zagrany – Peja jakoś nie chwycił szczególnie za serce i nie powiedział nic nowego.

Jednak warto się wybrać na “Jeżyce Story”. Bo chociaż spektakl zyskałby na tym, gdyby został skrócony o jakieś pół godziny historii słonia i Rozbratu, to cała reszta zasługuje na to, żeby ją obejrzeć i zastanowić się nad nią, nad tymi wszystkimi prawdami, prostymi przyjemnościami, wydarzeniami, które składają się na życie. Nie tylko na Jeżycach przecież.