Historia jednej dziury

Okazuje się, że na Starym Rynku kłopotliwe są nie tylko nielegalne płoty. Okazuje się, że problemem nie do rozwiązania może być także… dziura. Radny Paweł Sztando z Rady Osiedla Stare Miasto o załatanie dziury prosi już od trzech tygodni. I co? Ano nic.

– W dniu 22 września telefonicznie zgłosiłem znaczne uszkodzenie chodnika przy ul. Wrocławskiej/Koziej do Straży Miejskiej oraz dyżurnego numeru telefonu ZDM – relacjonuje radny. – Niestety, minęły 3 tygodnie od tego faktu i nawet miejsce to nie zostało zabezpieczone.

A dziura stanowi naprawdę poważne zagrożenie dla wszystkich przechodniów na Wrocławskiej, bo znajduje się w miejscu szczególnie uczęszczanym przez pieszych – bruk ulicy Wrocławskiej nie jest najwygodniejszy dla pieszych spacerujących, więc i tak większość przechodniów woli korzystać z chodników – między innymi tego z dziurą.

W dzień dziura jest oczywiście całkiem nieźle widoczna, ale wieczorem czy w nocy jest już znacznie gorzej – i jeśli szybko nie zostanie usunięta to może stać się przyczyną zwichnięć czy nawet złamań nocnych imprezowiczów. A takie złamanie może być kosztowne dla miejskiego budżetu, jeśli właściciel uszkodzonej kończyny wystąpi o odszkodowanie…

Dlaczego więc dziura nie została usunięta przez całe trzy tygodnie? Powodem jest najprawdopodobniej fakt, że powstała tuż obok włazu studzienki – a to oznacza, że naprawić uszkodzenie powinien jego właściciel. Najpierw więc trzeba go ustalić, co może potrwać i wcale nie być takie łatwe. Skoro się to już ustali, to do właściciela włazu i studzienki należy wysłać pismo w tej sprawie, bo porządek musi być – to też trwa – a on musi przecież też mieć czas na przygotowanie i wysłanie tam ekipy remontowej.

Można więc spekulować, że – zwłaszcza gdyby radny Sztando wysłał swoje pismo – że feralna dziura zostanie naprawiona przed Bożym Narodzeniem. No chyba że ktoś tam złamie nogę – wtedy szybciej.