Stadion Lecha zamknięty!

Tym razem wojewoda się zdenerwował na kibiców i władze Kolejorza – zrezygnował więc z taryfy ulgowej. Oznacza to, że kibice nie wejdą na mecz Lecha Poznań z Piastem Gliwice.

Ta historia jest już w Poznaniu znana i wielokrotnie przetrenowana przez urzędników: kibice odpalają race na stadionie, władze klubu nic z tym nie robią, więc policja sporządza negatywną ocenę bezpieczeństwa na stadionie i wnioskuje o zamknięcie stadionu, a wojewoda decyduje o tym, czy wniosek uznać czy odrzucić.

Taka procedura została także zastosowana po ostatnim w sezonie 2013/14 meczu na stadionie przy Bułgarskiej – jednak tym razem Piotr Florek, wojewoda Wielkopolski, wykorzystał w pełni przysługujące mu uprawnienia.
– Wydałem decyzję o zakazie obecności kibiców na całym obiekcie podczas meczu z Piastem Gliwice, który odbędzie się 20 lipca – tłumaczył wojewoda podczas ogłoszenia decyzji, które odbyło się w poniedziałkowe przedpołudnie. – Do decyzji dołączone jest 9-stronicowe uzasadnienie.

Kara jest tym razem wyjątkowo dotkliwa, ponieważ Florek obwinia Karola Klimczaka, prezesa Lecha Poznań, o przekroczenie pewnej granicy i nieróbstwo w sprawie walki z kibicami, którzy odpalają race i petardy – bo to właśnie pirotechnika (jak zwykle) jest głównym zarzutem wobec kibiców.

– W urzędzie (wojewódzkim – przyp. red.) pojawił się tylko pan Henryk Szlachetka (odpowiedzialny za bezpieczeństwo w klubie Lech Poznań – przyp. red.), który ustnie oświadczył, że chcieliby, aby stadion był otwarty – podkreślał wojewoda. – Nie podjęto przy tym żadnych działań, by osiągnąć to, co zostało wypracowane przez zespół interdyscyplinarny.

Chodzi przede wszystkim o właściwe zabezpieczenie meczy, aby nie wnosić na nie środków pirotechnicznych oraz aby nie wydawać zgody na tzw. sektorówki, czyli wielkie flagi, przykrywające całe sektory stadionu. To właśnie pod nimi kibice odpalają race – co, zdaniem straży pożarnej, może spowodować zapalenie się całej flagi, a w konsekwencji tragedię na stadionie. Taką właśnie opinią Florek motywuje swoją decyzję.

Z tym niebezpieczeństwem klub może jednak walczyć – i o brak tej walki wojewoda ma pretensje do władz klubu.
– Klub nie wydał żadnych zakazów stadionowych. Twierdzi, że policja nie potrafi sobie poradzić z osobami łamiącymi prawo, ale nie chce z policją współpracować. Podczas meczy nie ma żadnej reakcji ze strony służb porządkowych. Zgoda na sektorówki wydawana jest już przed meczem. Zamykanie jednej trybuny nic nie daje, bo kibice przerzucani są na inne trybuny i jest bałagan na całym stadionie. Twierdzę, że klubem rządzą kibice i to oni ustalają reguły gry. Klub zdaje sobie z tego sprawę i podejmuje tylko działania pozorne – mówił Florek. – Dla prezesa najważniejszy jest biznes, interesy i pieniądze. Klub nie robi nic, teraz miał 1,5 miesiąca na reakcję. Przecież nie można igrać z życiem i zdrowiem ludzkim. Ileś razy się udało, ale kiedyś się nie uda. Tragedia wisi w powietrzu.

Wojewoda odniósł się także do słów prezesa  Lecha, jakie padły w jednym z wywiadów dla Głosu Wielkopolskiego.

– Na spotkaniu interdyscyplinarnym powiedziałem jasno: jest wniosek o zamknięcie stadionu. Jeżeli klub coś zrobi z kibicami, to zostanie zamknięta tylko trybuna numer II. Prezes nazwał to szantażem, co było dla mnie przekroczenie pewnej granicy – stwierdził Florek.

Na razie kara obejmuje tylko jeden mecz, ale wojewoda już zapowiada, że podobne decyzje zapadać będą po każdym meczu, na którym dojdzie do złamania przepisów, jeżeli klub dalej będzie bezczynny.

Co na to władze Lecha Poznań? Władze klubu wydały oświadczenie, w którym zapewniają o stosowaniu wyśrubowanych standardów bezpieczeństwa. Nie odnoszą się jednak do argumentów przytoczonych przez wojewodę, a jedynie próbują grać na emocjach, wspominając o 20 tysiącach kibiców ukaranych przez samowolę kilkunastu sprawców przestępstwa.

Poniżej całe oświadczenie władz klubu Lech Poznań:

Jesteśmy zdruzgotani decyzją wojewody Piotra Florka. To zła decyzja, która nie rozwiązuje problemu, a po raz kolejny zamiata go pod dywan. Po raz kolejny zastosowano mechanizm odpowiedzialności zbiorowej, ale tym razem ukarano co najmniej 500 razy więcej osób niż na karę zasłużyło. Co gorsza ukarano nie sprawców przestępstwa, a poznaniaków, Wielkopolan, wszystkich kibiców Lecha Poznań.

Klub stosuje wszystkie wyśrubowane przepisy bezpieczeństwa, które obowiązywały choćby podczas UEFA EURO 2012. Co więcej, cały czas pracujemy nad ich dalszą poprawą, jednak dzisiejszego prawa nie da się stosować bez wprowadzenia kontroli osobistej u wszystkich kibiców. Nie chcemy doprowadzić do kuriozum czyli do stworzenia “stadionu otoczonego zasiekami”.

Także my jako zwykli obywatele, oczekujemy od władz mądrych decyzji.

Poznań powinien być dumny ze swoich tradycji kibicowania, z kibicowania “po poznańsku”. Niemądre decyzje pana Wojewody powodują powstawanie opinii, że w Poznaniu mamy wielki problem z kibicami. W rzeczywistości powinniśmy być dumni z tego, że INEA Stadion jest miejscem od wielu lat bezpiecznym, z najwyższą frekwencją w Polsce i ogromnym zaufaniem okazywanym przez naszych kibiców, czego inne miasta mogą nam jedynie zazdrościć. Władza powinna zająć się złapaniem kilkudziesięciu osób winnych złamania prawa.

Póki co gratulujemy wojewodzie skuteczności, bo pośród ukaranych znajduje się przecież te kilkadziesiąt osób, które odpaliły race podczas meczu Lech – Ruch i podobnie jak około 20 tysięcy niewinnych kibiców nie pojawią się na trybunach INEA Stadionu podczas pierwszego meczu Lecha w T-Mobile Ekstraklasie. Niestety nie wiemy, czy sprawcy złamania prawa planowali w ogóle pojawienie się tego dnia na Bułgarskiej. W końcu mogą być na wakacjach.