PEKA: niby się poprawia, ale korzystający nadal narzekają

– Poziom mojej irytacji osiąga apogeum – napisał do nas nasz Użytkownik Cyprian, który miesiąc temu rozpoczął swoją przygodę z kartą PEKA. Korzysta z niej od niespełna miesiąca, a już dwukrotnie musiał składać reklamację…

Oto jego historia rozpoczynająca się od pierwszej reklamacji:

“Jestem zmuszony wyrazić głębokie niezadowolenie z poziomu świadczonych przez Państwa usług. Zmusiliście mnie Państwo przez ustanowienie horrendalnej wysokości cen biletów jednorazowych do korzystania z systemu, który jest wadliwy. Niestety tygodnie (lub nawet miesiące), które mogliście Państwo wykorzystać na testowanie tej nowości, okazały się całkowicie niewystarczające, bowiem nie tylko spora część z czytników w ogóle nie działa (nie odczytują zbliżonych kart PEKA), ale i nie naliczają prawnie przysługującej ulgi.

Szanowni Państwo, dwie i pół godziny spędziłem w kolejce do jednego z Państwa punktów, by dokonać wszystkich formalności, zatwierdziłem przysługującą mi ulgę i dokonałem wpłaty na portmonetkę (niestety, Państwa strony internetowe często odmawiają posłuszeństwa w tej sprawie), PEKĘ mam wyrobioną od dawna, ale jak widać – i to nie wystarczy, by w tym mieście korzystać z komunikacji miejskiej. Pozostaje mi podziękować Państwu za troskę o moje samopoczucie, która przejawiła się zapewnieniem mi dwu i pół godzinnego, darmowego opalania się w kolejce do jednego z Państwa punktów. Dziękuję również, że zadbaliście Państwo, bym swoich pieniędzy nie wydawał na głupoty, co udało się Państwu zrobić przez nie naliczenie przysługującej mi ulgi. [tutaj dokładne informacje o miejscu i czasie naliczonej podwójnej opłaty].

Nie mogę korzystać z Państwa nowego systemu, jeżeli za każdym razem nie macie Państwo zamiaru naliczać mi ulg, do których mam całkowite i niepodważalne prawo. Myślę, że nawet w świetle ostatnich bardzo kontrowersyjnych i chaotycznych zmian osoby korzystające z komunikacji miejskiej mają prawo wymagać rzetelnej informacji, uczciwości i zapewnienia odpowiedniego poziomu świadczonych przez Państwa usług. Rozumiem, że do momentu naprawy usterki mam się czuć zwolniony z obowiązku płacenia za Państwa usługi?

Dlaczego usterek, które nagle pojawiły się 1 lipca, nikt nie zauważył przez tygodnie (jeśli nie miesiące) “testowania” nowego systemu, do korzystania z którego bezpardonowo zmuszacie poznaniaków? I jak to się stało, że nikt z Państwa nie przewidział wystąpienia w dniach “zmiany” bardzo dużej potrzeby umożliwienia kontaktowania się z Państwem klientów, przez co skazano mieszkańców na wielogodzinne stanie w PRL-owskich kolejkach? Dlaczego bez wprowadzenia jakiegokolwiek okresu przejściowego drastycznie zwiększyli Państwo ceny standardowych biletów, skoro nie są Państwo w stanie zapewnić poprawnego funkcjonowania nowego systemu?”

To było 2 lipca. Odpowiedź dostałem według skryptu – po trzech tygodniach napisano mi tylko, że uwzględniono moją reklamację i że “przepraszają za utrudnienia”. Ani słowa na temat innych moich pytań. 7 lipca ZTM na stronie napisał, że: “Bull Polska rozwiązało również problem z pobieraniem przez czytniki opłat za przejazdy ulgowe – testy potwierdziły, że opłaty naliczane są prawidłowo.”

Otóż tak rozwiązało, że 1 sierpnia  dalej system nie naliczał mi ulgi – moja reklamacja została uwzględniona 6 sierpnia. Nikt o tym nigdzie nie pisze. Na żadnej stronie ZTM czy urzędu miasta nie ma słowa o tym, że ten problem nadal występuje. Żadnej informacji, nikt nic nie wie. Czy w tych instytucjach pracują jedynie ludzie niekompetentni? Jak w PRL.

7 lipca komunikat “WSZYSTKO DZIAŁA”, a jeszcze w sierpniu wadliwy system nie nalicza ulg. Proszę sobie zadać pytanie: ile osób (w przeciwieństwie do mnie) machnie ręką i nie będzie składać reklamacji? Grosz do grosza (a właściwie – dwa złote do dwóch złotych)… Miasto chyba uznało swoich mieszkańców za doskonałe źródło czasowych kredytów albo darowizn (jeżeli ktoś odpuści).

Ile osób było zmuszonych do korzystania z droższych biletów jednorazowych (i to raczej z tego nowego na 40 minut, bo przecież tym na 10 nigdzie się nie dojedzie) z powodu wadliwości systemu? Dlaczego nikt przez tyle czasu tego nie sprawdził i nie naprawił, a teraz nikt o tym nie pisze? Może dlatego, że ani Pan Grobelny, ani żaden z jego urzędników nie musi korzystać z komunikacji miejskiej? Ciekawe, ile pieniędzy przeszło pod stołem przy wdrażaniu tego fatalnego projektu. Poznaniacy chyba długo jeszcze będą pamiętać tę farsę. To są realne, codzienne problemy. Ale urzędnicy w Poznaniu wolą zajmować się budowaniem kolejnego tysiąca galerii handlowych. Zupełnie tak, jakby było ich jeszcze za mało.