Kliny zieleni zaatakowały… urząd miasta

Po jednej stronie szlabanu zagradzającego wstęp na dziedziniec urzędu miasta stali miejscy urzędnicy z siekierami, po drugiej – drzewa wymachujące liśćmi, symbolizujące poznańskie kliny zieleni. Tak wyglądał happening w obronie klinów, którym, zdaniem organizatorów, zagraża obecna polityka miasta.

Kliny zieleni z werwą zaatakowały urzędników, mimo że do dyspozycji miały tylko liście, i przy okrzykach “z liścia urzędnikom, z liścia” rzuciły się na broniących urzędu panów w garniturach uzbrojonych w siekiery. Walka była z góry skazana na przegraną, bo nie da się ukryć, że liściem się z siekierą nie wygra – ale też to właśnie chcieli pokazać organizatorzy happeningu. Ich zdaniem Poznaniowi zagraża niekontrolowana zabudowa klinów zieleni przez deweloperów – a to właśnie dzięki unikatowemu systemowi klinów miasto nie dusi się w smogu.

– Deweloperzy w mieście robią co chcą, rządzą tym miastem – mówi Agnieszka Malinowska, uczestniczka happeningu i autorka prezentacji, która przedstawia problem i która została zaprezentowana miejskim radnym. – Jeśli pojawiają się nowe projekty studium, to są to zmiany na gorsze, a nie na lepsze.

Co gorsza, nie są to tendencje ostatniego roku czy dwóch.
– Jeszcze w latach 90. zaczęło się kilka niepokojących rzeczy – uważa Jarosław Urbański, współorganizator akcji. – Choćby to, że na budownictwo mieszkaniowe w mieście mają monopol deweloperzy. A ponieważ struktura dochodów miasta wygląda tak, że więcej pieniędzy jest z podatku PIT, od mieszkańców, niż CIT, od firm, to władze mają interes, żeby budować coraz więcej mieszkań.

A ci, którzy je budują, wolą naturalnie stawiać je w atrakcyjnych okolicach, z dobrym dojazdem, a przede wszystkim – blisko zieleni, bo takie mieszkania sprzedają się lepiej. Stąd zakusy deweloperów na tereny położone na przykład na Sołaczu, na Żurawińcu czy wokół Malty.

Tymczasem takie zagęstnienie zabudowy prowadzi do degradacji klinów zieleni, a  ostatecznie – do ich zaniku. Widać to doskonale na przykładzie Żurawińca, który, mimo że jest rezerwatem, to z powodu otoczenia gęstą zabudową zaczął wysychać. Organizatorzy happeningu – Kolektyw Rozbrat, oraz Kolektyw Odzysk – postanowili więc zorganizować happening, by zwrócić uwagę na ten problem oraz na brak polityki mieszkaniowej miasta.

Termin został wybrany nieprzypadkowo: środowe popołudnie zostało przeznaczone na posiedzenie Komisji Polityki Przestrzennej, podczas którego radni opiniują zmiany w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. To podstawowy dokument określający, co i gdzie można budować. Jeśli w nim znajdą się zapisy dopuszczające – nawet warunkowo – zabudowę na terenach klinów zieleni, to także i tam wkroczą deweloperzy.
– Poznań stanie się betonową pustynią – alarmują uczestnicy happeningu.

Deweloperzy budują więc na najbardziej atrakcyjnych gruntach, miasto wydaje na to zgody na prawo i lewo, a efekt jest taki, że sporo nowych bloków stoi pustych, bo są za drogie dla tych, którzy chcieliby sobie kupić nowe mieszkanie  albo może po prostu już nie ma ludzi, którzy chcieliby mieć nowe mieszkanie? Nie wiadomo, bo nikt tego nie bada. Miasto też nie.
– Czy jest sens budować kolejne osiedla, w których nikt nie będzie mieszkał? – pytają anarchiści. – Mówienie, że jest wolny rynek to tylko czarowanie poznaniaków…

Całą akcję obserwowała radna Ewa Jemielity z Prawa i Sprawiedliwości, także członkini Komisji Polityki Przestrzennej.
– Dostało się radnym, ale tym, którzy są za taką zabudową – skwitowała. – Ja i mój klub jesteśmy przeciw, staramy się protestować, ale na posiedzeniu komisji okazuje się, że niby powierzchnia terenów zielonych została ta sama, ale po kryjomu się je zabudowuje… Nie udało się zabudować terenów przy Pułaskiego i przy parku Kasprowicza, ale były zakusy. Postaramy się, żeby Sołacz pozostał zielony, ale już podczas głosowania w sprawie parku Rataje był remis… Oczywiście, tu jeszcze nic nie jest przesądzone, zostaje jeszcze głosowanie podczas sesji. Ale nie da się ukryć, że władzom miasta udało się w okresie urlopowym przemycić kilka kwestii.

Radna bardzo wysoko oceniła prezentację przygotowaną przez protestujących, jednak dziwi ją, że uznali za odpowiedzialnego – oprócz prezydenta i dewelopera Mariusza Wechty – także Łukasza Mikułę. On znalazł się na szczególnym celowniku anarchistów jako przewodniczący komisji.
– Jest przewodniczącym tej komisji, jest też radnym Platformy Obywatelskiej, która rządzi w mieście – wyjaśnia Urbański. – A więc jest odpowiedzialny.
– Akurat pojawienie się jego twarzy jest pomyłką – uważa Ewa Jemielity. – Jego decyzje są wyważone i rozsądne, mam do niego duży szacunek. Ale zapewne on ma reprezentować Platformę Obywatelską.

Organizatorzy mają nadzieję, że happening przekona radnych pracujących nad opiniowaniem zmian w studium, że poznaniakom nie jest wszystko jedno i że nie życzą sobie zabudowy klinów zieleni. A to z kolei skłoni ich, by głosowali przeciwko takim zakusom. Czy ten plan się powiedzie – okaże się podczas najbliższej sesji, która odbędzie się 2 września.