“Hiszpanka” jak “Gwiezdne Wojny” dla Polaków

– Ten film będzie o Powstaniu Wielkopolskim w takim samym stopniu, jak “Gwiezdne Wojny” są o walce rebelii z imperium – zapewnia Łukasz Barczyk, reżyser “Hiszpanki”. Fabuła jednak będzie zaskakująca. Jak bardzo?

Film, który ma opowiadać (poniekąd) historię wybuchu Powstania Wielkopolskiego, nie będzie prostym dokumentem. Nie będzie nawet dokumentem fabularyzowanym. W zasadzie porównania są różne: jedni przywołują Harry’ego Pottera, innym obraz Łukasza Barczyka kojarzy się z “Amelią”, sami twórcy wspominają coś o ukrytym Monty Pythonie.

Co dokładnie będzie przedstawione w filmie? Tego jego twórcy nie chcą jeszcze zdradzać.
– Staraliśmy się stworzyć strukturę, która rozwija się w czasie. Ten film jest rodzajem gry z widzem i o to chodzi. Jeżeli za dużo powiemy teraz, to przyjemność z tej gry się proporcjonalnie zmniejszy – podkreśla Barczyk. – Słyszałem wiele razy takie opinie: czy ten film w ogóle jest o Powstaniu Wielkopolskim. Odpowiadam, że ten film jest o powstaniu cały w takim samym stopniu, jak “Gwiezdne Wojny” są o walce rebelii przeciwko imperium. Myślę, że ten film na maksa spowoduje wpisanie Powstania Wielkopolskiego w świadomość Polaków, a jeśli chodzi o zagranicę i świat to tutaj jest wróżenie z fusów.

Wiadomo już, że w “Hiszpance” ujrzymy historię obrony Józefa Ignacego Paderewskiego (granego przez Jana Frycza) przed zbrodniczymi zakusami doktora Abuse (w tej roli Crispin Glover, znany m.in. z “Powrotu do Przeszłości” i “Dzikości Serca”). Swój wkład w historię będzie miał także Krystian Ceglarski (Jakub Gierszał), syn możnego fabrykanta, ponoć najbardziej tragiczna postać w całej układance. Dlaczego “tragiczna” – jeszcze nie wiadomo.

Całość rozgrywać będzie się w historycznej scenerii Londynu i (przede wszystkim) Poznania. Zobaczymy na pewno słynne przemówienie Paderewskiego na placu Wolności, ulice Poznania z początku XX wieku, niesamowite sceny batalistyczne (w tym atak na lotnisko Ławica) oraz… nalot na Frankfurt. Jest to mało znane wydarzenie z Powstania Wielkopolskiego, które dzięki temu filmowi ma szansę być “wyciągniętym” na światło dzienne.

Zresztą to ma być cel całego filmu – spowodować, że powstanie będzie bardziej znane i obecne w świadomości Polaków. Obecnie nie jest z tym dobrze, chociaż reżyser “Hiszpanki” uważa, że już zaczęło się to zmieniać.
– Dziwny mechanizm mnie spotkał, który jest taki, że wszyscy ludzie, których spotykam, rozmawiają ze mną o Powstaniu Wielkopolskim. Nie o filmie, ale właśnie o powstaniu. W pewnym sensie dobrze się stało, że ta produkcja jest tak długa, że ten film jest wielki, dziwny, że aktorzy są z całego świata i jakim cudem tak jest… i to wszystko dzieje się wokół powstania. Wydaje mi się, że jest to film, z którego będziemy dumni.

Na tę “dumę” przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać – pierwsza, zamknięta prapremiera będzie miała miejsce 27 grudnia. Do otwartej dystrybucji natomiast film trafi dopiero 23 stycznia. Pierwotnie jednak planowano, że obraz będzie można oglądać na 95 rocznicę wybuchu powstania – czyli w 2013 roku.

Dlaczego tak się nie stało?
– Wówczas reżyser zupełnie lojalnie zadał mi pytanie: czy musi mieć pan ten film na 95 rocznicę? – opowiada Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego (współfinansuje film). – Po chwili zastanowienia, biorąc pod uwagę to, że będzie krytyka, pomyślałem, co tak naprawdę jest ważne: żeby dopełnić tej obietnicy (premiery na 95 rocznicę – przyp. red.) czy żeby film był dobry? To trwało minutę i powiedziałem, by go robić tak, aby był dobry. Myślę, że warto było czekać.

“Dobry”, czyli jaki? Reżyser podkreśla, że ogromną wagę przywiązywano do jakości efektów specjalnych i to właśnie ze względu na ich ogrom produkcja filmu się przeciągnęła.
– W filmie jest 450 ujęć efektowych. W normalnym filmie natomiast 900 ujęć… w ogóle. Tego w żadnym innym filmie polskim dotąd nie było. Robiły to dwie duże firmy: Platige Image (to tam pracuje Tomasz Bagiński, jeden z najlepszych polskich twórców animacji komputerowych – przyp. red.) oraz Alvernia Studios – tłumaczy Barczyk. – Chodziło też o stopień szczegółowości wykonania efektów. Były efekty, które przyjmowaliśmy w 189 wersji. Przy czym ta pierwsza też była dobra.

Jakość tych polskich efektów specjalnych niemal na pewno zobaczyć będzie można także poza granicami naszego kraju – w jakim stopniu jednak, tego jeszcze nie wiadomo, ponieważ rozmowy z dystrybutorami trwają.
– W tej chwili dokładamy wszelkich starań, by dystrybuować ten film za granicą, natomiast jesteśmy jeszcze przed premierą krajową, domykamy niektóre rozmowy, mamy otwarte tematy z dystrybutorami w całej Europie, ale to jest kwestia paru chwil, żebyśmy wiedzieli dokładnie kto i w jakiej skali – zapowiada Maciej Szwarc, dyrektor firmy Film-Art, współproducenta filmu.

Entuzjazm zagraniczny studzi jednak sam reżyser:
– Film na pewno pojawi się w zagranicznej dystrybucji, natomiast nie można mieć złudzeń: jest robiony przede wszystkim dla naszej widowni. On opowiada historię bardzo uniwersalną, ale jednocześnie grającą z naszym wyobrażeniem historii. Nie chciałbym, byśmy mieli wygórowane oczekiwania, bo wszystko może się stać, ale on był robiony z myślą o nas, o naszej kinematografii, naszej widowni – wyjaśnia Łukasz Barczyk.

Jak bardzo “polski” jest to film – przekonamy się 23 stycznia 2015 roku.