Remis jak porażka – co się dzieje z Lechem Poznań?

Kolejne nudne widowisko przy Bułgarskiej – z taką grą, jaką Kolejorz zaprezentował w meczu z Koroną Kielce, nie może nawet myśleć o obronie tytułu czy europejskich pucharach.

Mecz w pierwszej połowie nie powalał – na uwagę zasługiwała jedynie akcja, po której Marcin Robak, wychodząc na czystą pozycję, był faulowany tuż przed polem karnym, przez co obrońca Korony Kielce “zarobił” żółtą kartkę. Rzut wolny jednak, wykonywany przez Darko Jevticia, nic Lechowi nie przyniósł. Kolejną wartą uwagi akcją była ta w 38 minucie, po której Gergo Lovrencics strzelał sprzed pola karnego na bramkę sprzed pola karnego. Strzelał celnie, ale bramkarz gości popisał się efektowną paradą.

Na uwagę zasługiwały także dwa momenty techniczne – pierwszym dotyczył (niestety) kolejnej kontuzji, tym razem Darko Jevticia. Szwajcar z serbskimi korzeniami musiał niestety opuścić boisko na kilka minut przed końcem pierwszej połowy, a został zastąpiony przez Denisa Thomallę.

Kolejnym momentem – choć trwającym o wiele dłużej niż “moment” – była całkiem dobra gra Tamasa Kadara. Węgier, słusznie krytykowany za ostatnie występy z Wisłą Kraków i pierwszy mecz z FC Basel, był tym razem dość pewnym punktem defensywy, choć błędnych zagrań się nie ustrzegł. Na szczęście jednak nie były to groźne sytuacje.

Niestety w pierwszej połowie nie błyszczał także Szymon Pawłowski, który grał na swoim poziomie – biegał, walczył, strzelał, ale do bramki trafić nie potrafił, podobnie jak nie miał żadnych (potencjalnych) asyst. Pawłowski jednak jest takim graczem, który potrafi zepsuć kilka akcji, po czym przeprowadzić drybling kończący się golem, po którym ręce same składają się do oklasków.

Kolejorz obudził się tuż po rozpoczęciu drugiej połowy – ok. 50 minuty miał dwie szanse. Najpierw Lovrencics przedarł się prawą stroną boiska i dośrodkował do wchodzącego Thomalli, ten jednak niestety został powsztrzymany przez obrońcę w żółto-czerwonym trykocie. Po chwili Lovrencics postanowił wziąć sprawy w swoje ręce (czy też raczej nogi) i po dwójkowej akcji z Thomallą oddał strzał niemal idealny. “Niemal” – mocny, po ziemi, w długi róg bramkarza i… niestety w zewnętrzną część słupka.

W 53. minucie miała miejsce nietypowa sytuacja – żółtą kartkę otrzymał gracz Korony Kielce, którego nawet nie był ona boisku! Prawdopodobnie Krzysztof Kiercz (bo o nim mowa) zachował się w nieodpowiedni sposób, a sędzia techniczny poinformował o tym arbitra głównego.

Kilka minut później rajdem przez całe boisko popisał się Marcin Kamiński, który najpierw, niemal bez przeszkód dotarł w okolice pola karnego, tam po krótkim rozegraniu z kolegą z drużyny dośrodkował w okolice 6 metra przed bramką Korony, gdzie już na taką piłkę czekał Marcin Robak. Niestety, napastnik Lecha nie trafił w bramkę.

Lech bił głową w mur – miał przewagę w posiadaniu piłki, przewyższał przeciwnika kulturą i jakością gry, ale nie potrafił tego udokumentować golem. Jakby tego było mało, w 81. minucie gry bardzo ostro w przeciwnika wszedł Dariusz Dudka. Efekt? Bezpośrednia czerwona kartka. To mogła być woda na młyn gości z Kielc.

Na szczęście nie była – Korona Kielce okazała się zbyt słabą drużyną, by wykorzystać taką szansę, mecz zaś zakończył się wynikiem 0:0.

Lech jest w kryzysie – nie ma kim grać w przodzie, defensywa jest w rozsypce, gracze Kolejorza dają występy poniżej oczekiwań. Ciężko powiedzieć, co musi zrobić Maciej Skorża, aby poznańska lokomotywa ruszyła w końcu po obronę mistrzowskiego tytułu i chociażby fazę grupową Ligi Europejskiej. Póki co nic tego nie zwiastuje…