Transatlantyk przerażający – z Radosławem Ładczukiem

Deformuje kobiety. Zawodowo. Radosław Ładczuk o iluzji kina i polskim sentymencie do pił mechanicznych opowiedział w sobotę na festiwalu Transatlantyk.

Siekiery, gumowe maski i nieporadni licealiści – niektórym już się przejadło, inni ciągle żują. Radosław Ładczuk, operator kamery w „The Babadook”, serwuje inny smak przerażenia. Dla wybrednych.

W pełnym karaluchów domu kobieta klęka przy dziecku. Głodziła synka. Przeprasza. Odurzała lekami. Obiecuje poprawę. Z przymilnym głosem nie współgra twarz, zdradzająca zamiary dalekie od łagodnych.
– Essie Davis chciała być w tej scenie emocjonalnie piękna – o grającej Amelię w „The Babadook” aktorce opowiada Radosław Ładczuk, operator kamery. – Zdecydowałem o deformacji rysów twarzy. Ostrym światłem i grą cieni wprowadziłem dysonans pomiędzy jej słowami a tym, kim Amelia jest naprawdę.

Podobnie jak Transatlantyk, nim przeniósł się do Łodzi, Ładczuk karierę rozpoczynał w Poznaniu. Skromny, mimo sukcesów w kraju rodzinnym i za granicą: za „Salę samobójców” Ładczuk otrzymał statuetkę Andrzeja Munka i Złotą Kaczkę, „Melodramat” przyniósł 4 tytuły za najlepsze zdjęcia . Australijski „The Babadook” zgarnął nagrody publiczności i krytyków na festiwalu w Gerardmer.

Niegdyś student kulturoznawstwa na UAM, pracując nad horrorem Jennifer Kent dysponował sumą 2 mln. dolarów. Dużo? Nie jak na zagraniczną produkcję. Budżet zmusił do kreatywnych rozwiązań, ale wiadomo już, oficjalnie: trud poświęcony opowieści z 2014 roku Ładczukowi się opłacił.

„Niesamowicie nakręcony”, „Przepiękne zdjęcia” zachwycają się amatorzy kina. A wybredni krytycy z Rotten Tomatoes przyznają: film jest dobry.

„Lata obcowania z nawiedzonymi domami wyrobiły mi twardą skórę. Historiom o opętanich ciężko przebić się przez mur, jaki wokół siebie zbudowałem” – pisze Richard Roeper, czołowy krytyk z „Chicago Sun-Time”. – „Przyznaję jednak szczerze: byłem przerażony kinematograficznymi sztuczkami ‘The Babadook’.”

Pośród „zgniłych pomidorów”, historia udręczonej Amelii wyróżnia się 98-procentową świeżością, ze średnią oceną 8.3 w skali dziesięciopunktowej. Plasuje ją to na 11 miejscu najlepszych horrorów wszechczasów – tylko dwie pozycje poniżej kultowego „Dziecka Rosemary”.

Przesyt kalkami bohaterki Farrow z 1968 r. stworzył niewdzięczne środowisko dla postaci kobiet, balansujących na granicy snu i jawy. Twórcy „The Babadook” z sytuacji wybrnęli wdzięcznie: mieli odwagę pokłonić się polskiemu reżyserowi (Romanowi Polańskiemu, twórcy “Dziecka…” – przyp. red.), jak i zboczyć ze szlaków, przetartych przez „Dziecko Rosemary”. A „na drodze rzadziej wędrowanej” spotykamy tytułowego potwora, doprowadzającego Amelię do obłędu.

– Parometrowe stworzenie porusza się inaczej niż człowiek – o odtwarzaniu charakterystyki ruchu Babadooka mówi Ładczuk. Kręcąc dwa ujęcia z perspektywy upiora, operator kamery zniósł wiele i na wiele się wzniósł. – Z pomocą liny i kaskadera znalazłem się na drabinie, dźwigając 20-kilogramową kamerę. Nagrywając z punktu widzenia ponad dwumetrowego Babadooka, odliczałem minuty i modliłem się o koniec. Wyczerpany fizycznie i psychicznie, chciałem usłyszeć reżyser mówiącą: „Mamy to”.

A przysłowiowe „coś” opowieść o relacjach pomiędzy dwójką ludzi i jednym potworem ma niezaprzeczalnie. Czerpie z klaustrofobii kolejnego arcydzieła Romana Polańskiego, „Wstrętu”, jednocześnie pozwalając widzom na oddech. Zakończeniem być może nawet na rarytas w filmach grozy: nadzieję.

„The Babadook” w 2014 r. nie został doceniony przez polską publiczność. Kiepskie przyjęcie Ładczuk składa na karb widzenia tunelowego, przypadłości Polaków w odbiorze horroru.

– Polscy widzowie, po latach zalewu branży przez „slashery” (horrory niezwykle brutalne i krwiste, w których wiele osób ginie – przyp. red.), spodziewają się, że każdy horror polegać będzie na taśmowym mordowaniu bohaterów. Stąd wiele negatywnych reakcji po polskiej premierze „The Babadook” – mówi operator kamery, nominowany do Orła za „Jesteś bogiem”. – Widzowie spodziewali się kolejnej wariacji na temat „Krzyku”, dostali zupełnie inny produkt. Po przychylnych recenzjach międzynarodowych „The Babadook” wraca do polskiego odbiorcy. Jak bumerang.
Po ponad trzydziestu latach od sukcesu teksańskiej masakry Tobe’a Hoopera, kibicowanie biegom z piłą mechaniczną jest wciąż opcją. Coraz bardziej męczącą.

Radosław Łudczak poprowadził panel w ramach Transatlantyku i darmowych warsztatów Edukacje&Inspiracje, o których więcej pisaliśmy tutaj.