Zginęli w płomieniach na Hetmańskiej. Teraz ich znajomi narażają nie na śmiertelne niebezpieczeństwo

13 czerwca w wypadku na ul. Hetmańskiej zginęło dwóch mężczyzn. Ich samochód poruszał się z bardzo dużą prędkością , kierowca nie opanował pojazdu i z bardzo dużą siłą uderzył w słup trakcyjny. Auto momentalnie stanęło w płomieniach w wyniku czego pasażer i kierowcą spłonęli żywcem w wypadku.

Po ponad dwóch tygodniach na miejscu nadal płoną znicze a ludzie składają kwiaty. Niestety miejsce wypadku jest położone w bardzo niebezpiecznym miejscu. Jak zauważył nasz czytelnik na wąskim pasku zieleni gromadzą się ludzie. W odległości niecałego metra od tych osób mkną samochody z taką prędkością że łatwo o następny śmiertelny wypadek. 

Na pewno nie jest już to miejsce na postój samochodów. Muszą zwalniać nie tylko tramwaje ale również samochody. Jeden i drugi pojazd robi to w ostatnim momencie dlatego bardzo łatwo może dojść tam do kolejnego nieszczęścia. 

Miejsce wypadku to na pewno nie miejsce upamiętnienia śmierci danych osób. Służą do tego cmentarze i pochówki, a celowe narażanie siebie i innych jest w tym przypadku objawem egoistycznego zachowania i braku wyobraźni.