Jo Stromgren, choreograf tego spektaklu, postanowił zaprezentować dzieje teatru jako historię czterdziestoletniej kobiety od jej narodzin do czterdziestych urodzin.
– Jestem pełen respektu dla zespołu i jego dorobku, ale jednocześnie jestem z zewnątrz mam inne, świeże spojrzenie – zapewniał choreograf przed premierą. – A ponieważ to projekt artystyczny, więc nic nie jest naprawdę, chociaż oczywiście ci, którzy będą chcieli, mogą dostrzeć podobieństwo do konkretnych osób…
I wyszła z tego historia lekka – przynajmniej z pozoru. Bo wnikliwy widz dostrzeże więcej, o wiele więcej, ale to właśnie jest jedna z wielu zalet tego spektaklu. Spektakl jest też niezwykle barwny, dynamiczny, bogaty, ale przede wszystkim cudownie zabawny. I rzeczywiście pozwala nam, Polakom, zgodnie z zapowiedzią choreografa, zobaczyć siebie niejako z zewnątrz. I nie da się ukryć, że to spojrzenie jest niezwykle celne, choć nie zawsze pochlebne, a czasami pełne zadziwienia nad bezsensem naszych zachowań i ogromem zupełnie niepotrzebnych emocji, bardzo utrudniających życie…
Jednak wszystko to jest zaserwowane w tak pełen wdzięku i błyskotliwy sposób, wykonane z tak cudowną precyzją i perfekcją, że można się tylko zachwycać…
zachwyca nie tylko choreografia – zachwycaja też tancerze. I może nie ma w tym nic nowego ani nadzwyczajnego, jako że perfekcja wykonania u tancerzy dyrektor Ewy Wycichowskiej to norma, jednak w tym konkretnym przypadku koordynacja działań całego zespołu jest wyjątkowa nawet jak na ten teatr. No i to fantastyczne poczucie humoru, niewiarygodna kominikatywność, z jaką konstruują swoje postacie! Nie dotyczy to tylko pary głównych bohaterów, ale też wielu, a właściwie wszystkich postaci drugoplanowych, z których z pewnością na szczególną uwagę zasługują choćby Weterynarz, Ślepa Kobieta czy Ojciec Urszuli, głównej bohaterki.
No i kolejna rzecz, którą warto się zachwycić: to przecież nie tylko historia czterdziestoletniej kobiety. To także historia Polski od głębokiej komuny z jej specyficznym sposobem funkcjonowania i myślenia, który do dziś odzywa się bardzo często w wielu z nas – a ten spektakl to doskonale uświadamia oglądającym. Ale tak tej naszej siermiężnej historii, a właściwie procesu zmiany mentalności łącznie z pobytem na emigracji, chyba jeszcze nikt nie pokazał. I naprawdę warto to zobaczyć, choćby po to, by samemu sobie też się czasem umieć przyjrzeć z rozbawionego dystansu i przestać się tak traktować śmiertelnie poważnie.
Bardzo dobrze, że wspaniały choreograf spotkał teatr, który mógł sprostać tak technicznie jak i mentalnie temu wyzwaniu. Bo efekt jest wspaniały – warto zapolować na ten spektakl. Niestety, właśnie zapolować, bo jako że Polski Teatr Tańca po 40 latach nadal nie ma swojej sceny, występuje w Poznaniu okazjonalnie. I trzeba polować na jego spetktakle.