Dlaczego Alfy są brudne?

Kiedyś były dumą modernistycznego Poznania – dziś mocno go szpecą. I wcale nie dlatego, że zmienił się gust poznaniaków i modernistyczne wieżowce już im się nie podobają. Budynki są po prostu niemiłosiernie brudne… Czyja to wina? Okazuje się, że… miasta!

Na ich stan zwracają od lat uwagę radni ze Starego Miasta. Radny Michał Kondella już podczas spaceru radnych z Komisji Rewitalizacji Rady Miasta Poznania po centrum miasta w maju 2012 roku apelował do radnych miejskich, by pomogli w walce z brudnymi budynkami.

Sprawa nie jest łatwa, bo by wyegzekwować wyczyszczenie wieżowców, trzeba najpierw wiedzieć, kto ma obowiązek tym się zająć. Oczywiście – właściciel, tylko że Alfy mają wielu właścicieli. Są to zarówno właściciele całych budynków, jak i… jednego piętra. Zebranie ich wszystkich i namówienie, by choćby wyczyścili lub odmalowali swój budynek to duże logistyczne wyzwanie.

Ale nie tylko o logistykę tu chodzi. Problemem może być także to, że tak naprawdę dokładny podział własności w tych budynkach w wielu przypadkach nie został przeprowadzony. A skoro tak, to jak określić, ile ma posprzątać czy wyremontować który właściciel i jaki kawałek elewacji do niego należy?

Z tym problemem zmaga się na przykład spółdzielnia “Społem”, która jest częściowym właścicielem jednego z wieżowców. I okazuje się, że winą można tu obarczyć… miasto Poznań. Prezes spółdzielni przedstawiła swój problem na posiedzeniu Komisji Rewitalizacji rady Miasta. Okazuje się, że Społem jest właścicielem budynku wraz z drugą firmą, jednak udział obu właścicieli jest określony tylko procentowo. Spółdzielnia wyremontowała część elewacji od strony ulicy Ratajczaka, zadbała też o kwietnik znajdujący się od tamtej strony, dba o parking i piwnice. Chce wyremontować budynek, ale tylko swoją część. No i właśnie z tym jest problem.
– Staraliśmy się o wydzielenie własności, żeby było wiadomo, kto za co odpowiada – mówiła Grażyna Raniewicz-Lis, prezes spółdzielni Społem. – Prosiliśmy o uwłaszczenie na jednej działce i do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi z Wydziału Gospodarowania Nieruchomościami.

A skoro miasto nie odpowiedziało, spółdzielnia nie zamierza rozpocząć remontu budynku, skoro może się okazać, że to, co akurat odnowiła, nie należy do niej. Kilka lat temu wyremontowała część elewacji na własne ryzyko i doskonale wie, jakie to są koszty.
– Czyszczenie to nie jest kwestia wiadra i szczotki – przestrzega prezes Raniewicz-Lis. – To wymiana wielu elementów wykonanych ze szkła i aluminium, bo tak wtedy budowano. To są miliony…

Cóż, po przeprawach z wiaduktem na Górczynie i kłopotach z estakadą katowicką chyba nikt nie ma wątpliwości co do jakości budowania w latach 70. Alfy są z tego samego czasu i do kłopotów z niezbyt dobrym wykonaniem doszły też te związane z wiekiem budynków. Każde odkładanie prac podnosi ich koszt. W takiej sytuacji tym bardziej niezrozumiałe jest odwlekanie prac, które porządkując kwestie własnościowe, umożliwiłyby rozpoczęcie remontów chociaż przez niektórych właścicieli.

Chociaż czekanie na to, aż się wieżowce zawalą, też ma jakiś sens. Nie będzie kłopotów z ustalaniem, co do kogo należy. No i oczywiście z remontem też.