Monika Borzym w Blue Note

Monika Borzym pierwszy raz przed większą publicznością zaprezentowała się w Sali Kongresowej podczas Jazz Jamboree 2009. Teraz, 11 kwietnia o 20, wystąpi w Blue Note. Artystka podczas tej trasy koncertowej promuje płytę “My Place”.

Monika miała wówczas 19 lat i była jedyną z zaproszonych przez Michała Urbaniaka kobiet, jedynym gościem z Polski. Kiedy wyszła na scenę zaśpiewać podczas koncertu „Miles of Blue” już po pierwszych dźwiękach skoncentrowała na sobie uwagę wszystkich. To było kilka minut niesłychanej magii. Pomimo iż obok niej wystąpili znakomici muzycy z Nowego Jorku czy Londynu ten moment koncertu należał do niej.

Jej muzyczna droga rozpoczęła się bardzo świadomie od klasy fortepianu w Szkole Muzycznej. Kolejne etapy to Z.P.S.M im. Fryderyka Chopina w Warszawie, a później podróż za ocean. Ten moment zadecydował o zmianie instrumentu z fortepianu na własny głos. W John Jersey High School przez rok najbardziej fascynowało ją śpiewanie w chórach oraz różnych zespołach. Po powrocie do Polski kontynuowała edukację wokalną w szkole
muzycznej wtapiając się równocześnie w scenę jazzową. Za namową przyjaciół brała udział w szeregu festiwali wokalnych zdobywając nagrody i co ważniejsze doświadczenia. swoją muzykę. Kto utalentowanemu zabroni?

– Po to wybrałam sobie taki gatunek muzyczny, a nie np. pop na trzech akordach, żeby całe życie móc się rozwijać i żeby mnie to nigdy nie znudziło – mówi sama Monika. – Nie wyobrażam sobie kopiowania swoich poprzednich płyt. Poza tym mam dopiero 23 lata, wszystko u mnie bardzo szybko się zmienia. Podobają mi się nowe rzeczy, poznaję nowych ludzi, więc szukam też nowych brzmień. A że jestem wokalistką, która ma ogromne wsparcie ze strony wytwórni, co daje mi możliwość spełniania marzeń muzycznych, korzystam z tej możliwości. Wymyślam sobie muzyków, o współpracy z którymi marzę i cieszę się jak mała dziewczynka kiedy okazuje się, że to możliwe.

A wymarzyła sobie tym razem m.in. arcymistrza gitary jazzowej Johna Scofielda, brazylijskiego wirtuoza gitary akustycznej Romero Lubambo, wybitnego saksofonistę Chrisa Pottera i genialnego trębacza Randy’ego Breckera. To wszystko goście – a w zespole nagrywającym album znaleźli się tym razem m.in. gitarzysta Larry Campbell (znany ze współpracy z Bobem Dylanem i Paulem Simonem), perkusista Kenny Wollesen (grywał z Johnem Zornem, Norach Jones i John Scofield) i basista Tony Scherr (m.in. Norah Jones, The Lounge Lizards, John Scofield). Nie zmienił się tylko producent Matt Pierson, któremu polska artystka postanowiła zaufać po raz drugi.

– Świetnie się rozumiemy, wiedziałam, że mogę mu totalnie zaufać i miałam w studiu poczucie bezpieczeństwa, a to bardzo ważne  – tłumaczy swoją decyzję Monika. – Okazało się, że dobrze wybraliśmy. Matt w pełni stanął na wysokości zadania, nie ściągał nas ku korzennemu jazzowi, tylko pozwalał odlatywać”.

Jej najważniejszym partnerem na “My Place” nie był jednak żaden bohater amerykańskich scen, ale Polak, kolega ze szkoły, pianista Mariusz Obijalski. To on jest autorem lwiej części materiału, współodpowiada również za aranżacje. “To jest Midas, taki gość, który czego się nie dotknie, to mu od razu wychodzi” – chwali go wokalistka. – “Jest autorem zdecydowanej większości muzyki na płycie”.

Wspólne kompozycje Mariusza i Moniki, oscylujące pomiędzy balladą jazzową, a ambitnym popem, to podstawa tej płyty, ale znalazło się i miejsce dla trzech coverów. Tym razem są to “Only Girl in the World” z repertuaru Rihanny, “The Quiet Crowd” Patricka Watsona oraz “In the Name of Love” Kenny’ego Rankina.

Trasa koncertowa będzie promować najnowszy krążek Moniki „My Place”. Do składu, artystka zaprosiła jednego z najbardziej charakterystycznych amerykańskich trębaczy naszych czasów – Michaela „Patches” Stewarta. Muzyka z wieloletnim stażem w zespole Marcusa Millera (15 lat), czy Al Jarreau (12), z którym już w grudniu zagrała 2 wspólne koncerty. Michael ma również na koncie współpracę i niejednokrotnie nagrania z takimi gwiazdami jak: W. Houston, Q. Jones, L. White, Earth, Wind & Fire.