“Oko pamięci”: wystawa, którą warto zobaczyć

To wystawa, która zapada głęboko w pamięć. Urzeka prostotą środków wyrazu, precyzją i przejrzystością przekazu. I jest niewiarygodnie wstrząsająca.

Ekspozycja zatytułowana “Oko pamięci”, to dzieło dwóch niemieckich artystów: Horsta Hoheisela i Andreasa Knitza. Obaj artyści od ponad 20 lat tworzą prace związane z pamięcią.

– Nasze prace znane są jako antypomniki lub negatywne pomniki – wyjaśnia Horst Hoheisel. – Nie są pomyślane jako obiekty, które mają być na stałe w jednym miejscu, a my staramy się cały czas opracowywać nowe formy.

Pierwszą z nowych form, z jaką zetkną się nawet ci, którzy wystawy nie będą oglądać, jest szary autobus stojący przed zamkiem – model tego, którym wożono w Niemczech na śmierć chorych psychicznie i niepełnosprawnych w czasie drugiej wojny światowej. Ponad 70 000 mężczyzn, kobiet i dzieci zagazowano w latach 1940/41 w ramach tajnej akcji „T4” w sześciu ośrodkach zagłady. Masowe morderstwo organizowano w Berlinie przy Tiergartenstraße 4, stąd skrót „T4”.

– Wiem, że w Poznaniu takie osoby ginęły w Forcie VII – opowiada Horst. – Ale wożono je tam ciężarówkami, nie autobusem…

To jednak nie odbiera strasznej siły tej pracy – trudno przejść obok i się nie wzdrygnąć, nawet jeśli się nie zna jej symboliki. Ale ten autobus ma w sobie coś niezwykle złowieszczego…

Ale oglądanie tak naprawdę należy zacząć w Sali Kominkowej, czyli w dawnym gabinecie Hitlera i jednocześnie – dawnej kaplicy pałacowej – oba te fakty są nie bez znaczenia dla wystawy. Zresztą wielość znaczeń jest jednym z jej najbardziej  charakterystycznych elementów. I najbardziej wstrząsających…

Ale od początku: wystawa zaczyna się od słupków startowych przeniesionych z dawnej pływalni-synagogi przy Wronieckiej. To one właśnie, w towarzystwie niebieskich drabinek, prowadzących niegdyś do basenu, zajmują Salę Kominkową.

– Razem z Horstem skonfrontowaliśmy historię – opowiada Andreas Knitz. – Dlatego słupki startowe są też słupkami pamięci. I żeby oznaczyć początek, pokazać, że stamtąd wychodziły zbrodnie, bo tu powiedziano nam, że to pomieszczenie przygotowano na gabinet dla Hitlera…

Słupki symbolizują także start jako początek wystawy, ale jednocześnie trudno nie pamiętać także i tego faktu, że tu wcześniej była też kaplica, którą sprofanowano podobnie jak synagogę…

W kolejnej sali stoją dwa obramowania schodów z pływalni – są bardzo charakterystyczne, więc na pewno rozpoznają je wszyscy, którzy kiedyś przy Wronieckiej bywali. A za nimi wisi zdjęcie wnętrza synagogi, na którym jednym z elementów rzucających się w oczy są piękne schody…  W gablocie obok widać wyeksponowane fragmenty wyposażenia kaplicy zamkowej: fragmenty marmurowych obramowań, kapitel kolumny i urzekający urodą fragment mozaiki, którą kiedyś było ozdobione to miejsce. A na zdjęciu można oglądać, jak kaplica wyglądała kiedyś, zanim naziści zaczęli przebudowywać zamek w swoim guście – i jednocześnie oglądać zamek takim, jaki jest dziś. Znów wiele warstw znaczeń, powiązań, które wywołuje tak pozornie proste i oczywiste zestawienie kilku drobnych przedmiotów…

Zadziwia fakt, jak wiele można powiedzieć i pokazać korzystając z tak nieskomplikowanych środków wyrazu, jak wspaniałe historie się tworzą dzięki nim.

Na przykład Horst Hoheisel – nawiasem mówiąc, rodowity poznaniak, bo urodził się tu w czasie wojny – pokazuje swoją pracę, znów porażającą prostotą i siłą wyrazu: na Bramie Brandenburskiej w Berlinie wyświetlono słynny napis “Arbeit macht Frei”, który wisi nad bramą do obozu w Oświęcimiu.

Albo kolejna praca, tym razem Andreasa Knitza, która polegała na odnalezieniu fundamentów spalonej w czasie wojny synagogi.
– Jeszcze przed wojną w synagodze wybuchł pożar, okoliczni mieszkańcy, sąsiedzi żydów, ratowali ją wówczas – opowiada Andreas. – W czasie wojny także się paliła. Być może to nie ci sami sąsiedzi podłożyli ogień, ale na pewno już nie pomagali w jej ratowaniu…

Po synagodze nie zachowało się nawet ślad, ale Andreasowi, który z zawodu jest architektem, udało się odnaleźć i z pomocą archeologów odkopać, jej fundamenty.
– Trafiliśmy z dokładnością co do 10 centymetrów – opowiada.

Ale w projekcie nie chodziło o kopanie – na fundamentach artyści ustawili mur, wysokości około 3 metrów, bez żadnego przejścia. Na nim została wypisana historia tego miejsca. A wewnątrz posadzono rośliny, w tym dorodną lipę, dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś wznosiła się kopuła synagogi. Po 20 latach na tym miejscu będzie zielony skwer wytyczający granice dawnego budynku, a lipa stanie się zieloną kopułą tej nowej świątyni…
– Ostatnio sprawdziliśmy i rośliny pięknie rosną – mówi Andreas Knitz.

Artyściuwieczniają pamięć nie tylko dotycząca drugiej wojny – na wystawie jest też praca poświęcona więźniom politycznym więzienia w Sao Paulo. Więzienia, a raczej owianej złą sławą bramy, która do niego prowadziła, już nie ma, ale w tym miejscu stanęła druciana klatka z gołębiami. Klatka miała dokładnie kształt bramy. Na zdjęciu obok widać, jak jeden z byłych więźniów, który wszedł tamtą bramą i udało mu się też wyjść, wypuszcza na wolność jednego z gołębi…

Jest tu też rzeźba nawiązująca do spalenia przez nazistów książek, odniesienie do Poznańskiego Czerwca 1956 i wiele, wiele innych, które trzeba – i warto – zobaczyć. Wystawę można oglądać w salach I piętra CK Zamek od 13 września do 12 października.