Tajni współpracownicy i nielegalna limuzyna prezydenta Jaśkowiaka

Zatrudnienie w urzędzie dwóch osób bez konkursu i niesłużbowy wyjazd służbową limuzyną – te działania nowego prezydenta Poznania ekscytują od kilku dni media. A co on sam na to?

Wszystko zaczęło się od wyjazdu służbową limuzyną do Warszawy. Warto wyjaśnić, że limuzyna jest utrzymywana za pieniądze Poznania, czyli samorządowa, a wyjazd, jak informowały media, nie był samorządowy, tylko polityczny – w Warszawie odbywało się spotkanie partyjne Platformy Obywatelskiej.
Ale sam prezydent twierdzi, że to niezupełnie tak wyglądało.
– Spotkanie nie było polityczne, ale samorządowe, pojechałem tam jako prezydent miasta Poznania, spotkałem się i dyskutowałem z prezydentami innych miast – tłumaczy Jacek Jaśkowiak. – Skorzystanie więc z samorządowej limuzyny było jak najbardziej uzasadnione.  

A co z zatrudnieniem dwóch współpracowników jako asystentów – ale po linii politycznej? Szczególne oburzenie mediów wzbudził fakt, że obaj panowie zostali zatrudnieni bez konkursu, co faktycznie w Poznaniu rzadko się zdarza, aczkolwiek co do obiektywizmu kryteriów konkursowych i późniejszego wyboru zwycięzcy niejednokrotnie pojawiały się wątpliwości.

Prezydent wcale się nie wypiera zatrudnienia bez konkursu. W tym przypadku prezydent tłumaczy to tym, że przychodząc do pracy w UMP był wybranym prezydentem, owszem, ale poza tym człowiekiem obcym i spoza urzędu. W takiej sytuacji, zwłaszcza gdy pracy jest dużo, pomoc osób zaufanych jest bezcenna…
– Zatrudniłem dwie osoby, do których mam zaufanie, które ze mną już pracowały, wiedzą, czego oczekuję i którym mogłem zaufać – wyjaśnia Jacek Jaśkowiak. – Jeden z moich współpracowników nadzoruje mój kalendarz spotkań i uczestniczy w nich, drugi go zmienia, dokumentuje też fotograficznie moje spotkania. A ponieważ często mam ważne spotkania po południu czy wieczorem, to jedna osoba do pomocy nie wystarcza, musi być ktoś na zmianę.  

Zdaniem prezydenta to, że chce mieć asystentów, którym może ufać, powinno być raczej oczywiste. Wybór bez konkursu także.
– Oczywiście mogłem zrobić konkurs i tak sformułować kryteria, żeby wygrała konkretna osoba – przyznaje Jacek Jaśkowiak. – Ale po co? Ja się kieruję prawdą, racjonalnością, a nie poprawnością polityczną.

Cóż, takie myślenie rzeczywiście jest nowością w mieście i trudno się dziwić, że budzi kontrowersje. Po prostu nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni…