Nikt nie znał pomysłu, a jednak ktoś prosił o jego opinię. Co ze skwerem na Łazarzu?

Nikt nie wie kto, dlaczego i po co, ale wniosek i oburzenie było – sprawa likwidacji skweru przy przychodni przy ul. Kasprzaka powróciła, choć nie tyle w zakresie rozstrzygnięcia, co samego pomysłu.

 

W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o wniosku z ZKZL jaki otrzymała Rada Osiedla św. Łazarz z prośbą o opinię dotyczącą możliwości wycinki drzew i likwidacji skweru przy przychodni na ul. Kasprzaka, w celu wybudowania tam parkingu dla pracowników ośrodka zdrowia.

Rada, podobnie jak mieszkańcy, zdecydowanie się temu sprzeciwiła wskazując na rolę zieleni w mieście oraz jej małą ilość w okolicy. Podkreślano m.in., że w okolicy jest wystarczająco dużo miejsc do zaparkowania samochodu (więcej na ten temat pisaliśmy tutaj).

Sprawą zainteresował się zastępca prezydenta Poznania, Bartosz Guss, który zapowiedział interwencję w sprawie. Podkreślił, że sama przychodnia wymaga remontu i poprawy ciągów komunikacyjnych, jednak budowa parkingu kosztem zieleni nie ma żadnego uzasadnienia i nie wyrazi na to zgody.

Okazało się, że kwestią zajął się także Tomasz Lewandowski, prezes ZKZL, który twierdził, że… nie wie „dlaczego tak kuriozalny wniosek wyszedł od ZKZL do Rady Osiedla”. Zapowiedział, że przyjrzy się sprawie podejrzewając jednocześnie, że powodem są liczne wnioski ze strony najemców przychodni.

„Podejrzewam że najemcy przychodni wiercili pracownikom dziurę w brzuchu o wyznaczenie miejsc postojowych stąd prośba o opinię. Dziękuję za zdecydowaną reakcję” – napisał pod postem Rady Osiedla św. Łazarz.

Obiecał także, że zieleń pozostanie na swoim miejscu.

Pomysł likwidacji skweru ostatecznie został porzucony. ZKZL przyznał, że po otrzymaniu negatywnej opinii ze strony osiedlowych radnych zrezygnował z tego pomysłu. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego takie pismo w ogóle się pojawiło. Wypowiedź prezesa sugeruje wręcz, że pracownicy ZKZL chcieli „załatwić” sprawę zgłaszaną przez najemców przychodni „wyręczając się” radą osiedla, przerzucając odpowiedzialność za odmowę na lokalną społeczność, choć mogli sami przeanalizować tę – jak określił Tomasz Lewandowski – kuriozalną sytuację.