Lech Poznań – Żetysu Tałdykorgan 2:0 po słabym meczu

Lech wprawdzie pokonał Żetysu Tałdykorgan 2:0 na Stadionie Miejskim w Poznaniu – jednak uczynił to w stylu, który każe się poważnie obawiać o dalsze losy Kolejorza w europejskich pucharach.

Pierwszą połowę meczy większość komentatorów zgodnie określiła jako beznadziejną. Przez pierwsze pół godziny na boisku nie działo się dosłownie nic. Zawodnicy Żetysu skupili się na obronie własnej bramki i nie podejmowali żadnych akcji ofensywnych. Spokojna, oszczędna gra kazachskich zawodników mogła się podobać – czego nie można powiedzieć o tym, co pokazali lechici.

Zawodnicy Kolejorza próbowali rozgrywać piłkę środkiem boiska, ale robili to niemrawo i bez precyzji, więc Kazachowie nie mieli najmniejszego problemu, by odebrać im piłkę. Ci, którzy czekali na ładne akcje lechitów, spektakularne i celne strzały na bramkę, bardzo się rozczarowali – zero akcji, rozgrywanie piłki nie do końca wiadomo po co – tak wyglądała pierwsza połowa meczu. Gdyby zawodnicy z Kazachstanu umieli wykorzystać błędy, nieporozumienia między zawodnikami i niecelne podania – wynik na pewno nie byłby tak korzystny dla Kolejorza.

W końcu na marazm na boisku zareagowali… kibice: nad trybunami zaczęły się unosić coraz głośniejsze gwizdy, nie brakowało też okrzyków mających dopingować piłkarzy do walki. Nie wiadomo, czy to doping kibiców tak podziałał, jednak lechici w końcu wzięli się do walki. Pierwszą ładną akcję mogliśmy oglądać w 32. minucie w wykonaniu Gergo Lovrencsicsa, jednak strzał był niecelny i piłka poszybowała daleko poza boisko. Minutę później zaatakował Tonew, jednak też niecelnie – piłka poleciała wysoko, nawet nie musnęła bramki. Do końca pierwszej połowy Tonew popisał się jeszcze dwoma równie niecelnymi strzałami – i tak się skończyło pierwsze 45 minut tego spotkania.

Po przerwie na murawę wbiegł Vojo Ubiparip, a później Rafał Murawski, widocznie trener Rumak uznał, że zawodnikom przyda się wsparcie… Przypomniujmy, że wprawdzie przed meczem Rumak nie obiecywał fajerwerków, jednak zapewniał, że zawodnicy są dobrze przygotowani, w co po pierwszej połowie można było – delikatnie mówiąc – wątpić.

Wsparcie Ubiparipa i Murawskiego pomogło – lechici zaczęli wreszcie atakować i to tak, że obrońcy Żetysu nie byli w stanie za nimi nadążyć. Zwiększenie tempa gry sprawiło, że obrona Kazachów posypała się kompletnie i nikt się już nie zdziwił, gdy w 61. minucie Lovrencsics podał do Murawskiego, a ten precyzyjnie umieścił piłkę w bramce – 7 minut po wejściu na boisko… Kolejny gol padł w 65. minucie – do piłki doszedł znów Gergo Lovrencsics, który perfekcyjnie wykorzystał chwilę dekoncentracji jednego z obrońców Żetysu i strzelił, zmieniając wynik na 2:0 dla Lecha Poznań.

Jednak mecz się jeszcze nie skończył: zawodnicy z Kazachstanu wzięli się ostro do pracy i kilkakrotnie poważnie zagrozili bramce Krzysztofa Kotorowskiego, bardzo starając się wyjechać z ctym jednym honorowym golem z Poznania. Na szczęście “Kotor” obronił wszystkie strzały i wynik juz do końca meczu nie uległ zmianie.