Podwyżki opłat za psy nie będzie

Wiceprezydent Tomasz Kayser od razu na początku sesji zawnioskował o zdjęcie tego punktu z porządku obrad. Jednak mimo że projekt spadł, to i tak nie powstrzymało radnych przed dyskusją na ten temat.

Ewentualna podwyżka opłat za posiadanie psa z 55 zł do 90 zł rocznie wzburzyła poznaniaków. I radnych także.
– Nie chodzi nawet o wysokość podwyżki, mnie najbardziej bulwersuje jej uzasadnienie: “bo mamy takie uprawnienia”. Tu mi pobrzmiewa nuta arogancji – mówi radny Juliusz Kubel. – Bo nie ma żdanego uzasadnienia ani finansowego, ani społęcznego. Podwyżka uderzy w tych, którzy przecież teraz płaca, a może nawet przybędzie tych, którzy przestana płacić, więc to nam nie da zwyżki wypływów. Ten cel pomoże nam osiągnąć skuyteczna windykacja.

Bo jak się okazuje, za swoje psy płaci zaledwie 30 procent osób, które zarejestrowały zwierzęta i zaczipowały. Dlaczego nie płaci reszta? Zdaniem radnych – bo wiedzą, że mogą. Bo nikt z nich nie ściągnie tej należności.

– Nie podoba mi się takie działanie i takie projekty uchwał – wylicza radny Kubel. – W kontekście przewidywanych skutków społecznych, ale także innych działań finansowych miasta, marnotrawienia grosza publicznego na płacenie odszkodowań deweloperom. Ja się na to nie zgadzam.

Radny Tomasz Lipiński dociekał z kolei, dlaczego wydział finansowy urzędu miasta ma kłopot nie tylko ze ściągalnością należności z podatku, ale nawet z określeniem tego, kto z właścicieli psów zalega z opłatami, a kto nie.

– Mamy bazę 40 tysięcy osób, które dobrowolnie zgłosiły się do miasta z informacją, że maja psa, żaczipowały go też dobrowolnie – zastanawia się radny. – Więc jak to jest, że płaci za psa tylko 30 procent? Może chodzi o to, że nie ma bezspośredniego przełożenia płacenia podatku na brak psich kup?

Radny skrupulatnie wyliczył, że miasto przeznaczyło na zajmowanie się podatkiem od psów półtora etatu w wydziale finansowym.
– Dlaczego więc nikt nie jest w stanie stwierdzić, za które psy wniesiono opłaty, a za które nie? – dopytywał się radny. – To nie kwestia braku etatów, bo w tym może pomóc proste narzędzie informatyczne Microsoft Office. Jest też coś takiego jak narzędzie korespondencji seryjnej, tu też firma Microsoft może przyjść z pomocą…

Zdaniem randego problem tkwi w organizacji pracy wydziału, a nie możliwości windykacyjnych – i tym należałoby się zająć w pierwszej kolejności.