Poznaniacy grawerowali i przędli, ale nie ćwiartowali

Kat był tym nieco niepocieszony – ale i tak nie miał na co narzekać, ponieważ mimo takiego “bezrobocia” cieszył się sporym zainteresowaniem podczas VIII poznańskiego Weekendu z Historią.

Teoretycznie tematem przewodnim Weekendu z Historią na Trakcie Królewsko-Cesarskim byli Mieszko I wraz z żoną Dobrawą. Teoretycznie – bowiem w trakcie weekendowych imprez obecnych było o wiele więcej elementów. Jednymi z najbardziej widowiskowych były wydarzenia na płycie Starego Rynku, gdzie stanęła wioska wojów ze średniowiecza.

Wioska, choć niewielka, to jednak oferowała odwiedzającym dużo atrakcji wprost ze średniowiecza. W słowiańskich namiotach swe stoiska mieli m.in. specjaliści od bicia monet czy też wytwarzania wyrobów skórzanych. Najbardziej w oczy rzucał się natomiast… kat – nie wiadomo, czy bardziej dzięki dybom, w które zakuwał poznaniaków i turystów, czy też przez wielki topór, który najprawdopodobniej służyłby do ćwiartowania, gdyby tylko… no właśnie, co?

– Niestety interes idzie marnie, bardzo mało osób chce korzystać z ćwiartowania, a to jest moja najlepsza usługa. Pewnie ćwiartowanie powinno się odbywać bardziej w namiocie, żeby stworzyć trochę prywatności – opowiada Michał Pater, kat z drużyny Chrobry z Gniezna. Po chwili dodaje jednak poważniej, że mimo to na brak zainteresowania nie narzeka: – Ludzie przychodzą i zakuwają się w te dyby. Nie da się ukryć, że takie zakucie partnera albo dziecka na pięć minut w dyby wywołuje uśmiechy na twarzy.

Na szczęście na rynku prezentowane były również bardziej pokojowe profesje – jak np. tkanie ubrań, którym niemal zawodowo zajmuje się Katarzyna Pasiecka z drużyny Chmurnicy z Wągrowca. Kasia na co dzień pracuje w muzeum archeologicznym w Biskupinie, zna się zatem na swej profesji jak mało kto – a trzeba wiedzieć, że nie jest to przysłowiowa “bułka z masłem”.

– Samo wykonanie materiału to nie był jakiś długotrwały proces, aczkolwiek już przygotowanie tak. Nie było tak, że nitkę się kupowało, tylko trzeba było samemu ją wyprodukować, od początku: mieć owcę, ściąć wełnę, wygręplować, czyli oczyścić ją, potem dopiero uprząć nitkę i dopiero potem tkać – tłumaczy Kasia. – Nie mieli ludzie kilkunastu ubrań tak jak dzisiaj, tylko jedno ubranie, aż się wydarło. Dopiero potem kolejne.

Średniowieczni rzemieślnicy nie byli jedyną atrakcją pokazu na Starym Rynku – tuż obok wioski ustawiono bowiem makietę powtającej na Śródce “Bramy Poznania”, czyli Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego. Można było również skorzystać z usług całkiem współczesnego rzemieślnika – Tomasza Borkowskiego, czyli grawera, który za drobną opłatą grawerował kłódki. Te zaś następnie można było zawiesić na moście Jordana – o ile oczywiście znalazło się na nim miejsce. Kłódek bowiem już jest tam dość dużo, a i na brak zajęcia pan Tomasz nie narzekał.

– W sobotę szczególnie mieliśmy fale tak duże, że ledwo wyrabiałem. W niedzielę na początku spokój, ale też już ok. 10 kłódek wygrawerowałem, a dopiero zacząłem – opowiada grawer na co dzień urzędujący przy ulicy Św. Marcin. – Wczoraj wygrawerowałem ok. 40 kłódek przez trzy godziny. To dość dużo.

Słowa pana Tomasza są dość optymistyczne – miejmy tylko nadzieję, że równie dużym zainteresowaniem nie będą cieszyły się przyrządy do przecinania metalu.