– Chodzi nam o to, żeby w ogóle nie było wojen – mówił Tomasz Stryczniewicz, jeden z organizatorów protestu. – Łączy nas jedna wartość: wolność. Nieprzypadkowo jesteśmy dziś na placu Wolności. W Europie nie ma miejsca dla wojen!
Tego samego zdania było około 250 osób, które przyszło na plac. Wiele miało ze sobą flagi polskie lub ukraińskie, żółto-niebieskie kokardy lub transparenty nawołujące do pokoju i zatrzymania agresji na Krymie.
– To mój sprzeciw wobec agresywnych działań Rosji – mówi jedna z dziewczyn z przypiętą kokardą. – W XXI wieku powinniśmy już umieć rozwiązywać takie problemy bez użycia siły. Mam nadzieję, że ta masowość protestów da do myślenia może nie tyle Rosji, co przywódcom państw europejskich i Stanów Zjednoczonych.
Podczas demonstracji każdy mógł podejść do megafonu i powiedzieć, co myśli na ten temat – swoimi spostrzeżeniami podzielił się też uczestnik zajść na Majdanie i to chyba jego słuchano z największą uwagą. Później obecni odśpiewali hymn Ukrainy i ustawili w ogromną pacyfę na placu Wolności. Zbierano także podpisy pod petycją do Konsula Generalnego Federacji Rosyjskiej w Poznaniu.
– Nawet jeśli tym razem nic nie osiągniemy, to będziemy próbować dalej – zapewnia Tomasz Stryczniewicz. – My tu w Poznaniu jesteśmy kroplą, ale przecież właśnie z takich kropel powstaje morze. A nasze demonstracje dały już tyle, że europejscy politycy żywiej zainteresowali się sytuacją na Ukrainie, przełamały się także Stany Zjednoczone. I to daje nadzieję, że uda się przywrócić pokój na Ukrainie.