Kto śmieci w mieście? Miasto!

Długi weekend minął, minął także poniedziałek po długim weekendzie – a sterta konarów u wylotu ulicy Zielonej nadal leży. Niestety, w tej sprawie okazaliśmy się prorokami – i wcale nas to nie cieszy.

O stercie napisaliśmy 16 sierpnia – dzień wcześniej nasz Użytkownik mieszkający po sąsiedzku nadesłał nam jej zdjęcia. Spora sterta gałęzi i konarów leżała sobie bowiem beztrosko na chodniku między ulicami Zieloną a Podgórną, skutecznie tarasując sporą jego część i utrudniając przejście zwłaszcza tym osobom, które idą od placu Bernardyńskiego w stronę Starego Rynku.

Sterta nie tylko przeszkadza – z pewnością nie jest też elementem zdobiącym miasto, zwłaszcza że znajduje się tuż przy popularnej trasie turystycznej, przy ładnych Zielonych Ogródkach i parku Chopina, no i zaraz obok mamy chętnie odwiedzaną Bimba Cafe. Takie dzikie wysypisko z pewnością nie powinno się znajdować w żadnym miejscu miasta, a w tym już szczególnie…

Niestety, był długi weekend. Znając realia życia i usuwania śmieci w Poznaniu założyliśmy, że gałęzie w tym czasie nie zostaną posprzątane – i niestety, nie pomyliliśmy się. We wtorek, 19 sierpnia, gałęzie, już mocno podeschłe, nadal spokojnie sobie leżały przy ulicy Zielonej. Czyżby to jakiś prywatny właściciel przycinał roślinność na swojej działce i nie chciało mu się posprzątać? Być może straż miejska powinna mu wręczyć mandat dla zachęty?

I znów niestety – okazało się, że sprawcą bałaganu wcale nie jest niechlujny i niefrasobliwy właściciel drzew i krzewów, ale… miasto Poznań.
– Gałęzie zostały wycięte na terenie miejskim – wyjaśnia Jacek Kubiak z biura prasowego straży miejskiej. – Jedna z firm robiła porządki i tu złożyła gałęzie. Będzie to usunięte, strażnicy tego przypilnują…

To oczywiście dobra wiadomość. Dlaczego jednak trzeba było aż tygodnia czasu, działań jednego społecznika i dziennikarskiej interwencji, by znikło dzikie wysypisko w samym centrum miasta? cała sprawa, mimo że drobna, to nasuwa też inne, niepokojące i nieprzyjemne pytanie: ile są warte interwencje strażników miejskich przy usuwaniu dzikich wysypisk, skoro takowego przez tydzień nie są w stanie zauważyć pod własnym nosem? Ile jest wart system kontroli sprzątania choćby centrum miasta, nie mówiąc już o pozostałych dzielnicach, skoro nikt nie zauważył, że firma sprzątająca zostawiła po sobie bałagan?

Chyba ktoś powinien jednak za to dostać mandat, ale oczywiście możemy się mylić. Może taki stert w centrum powinno być znacznie więcej, bo dodają centralnym ulicom i chodnikom uroku. Zwłaszcza jak z ich powodu nie można przejść.