Tyrano-Zaur Sadajew pożarł pruszkowski Znicz

15 minut strachu i 75 przewagi, w tym 5 minut Zaura Sadajewa – tak w skrócie opisać można starcie Lecha Poznań ze Zniczem w Pruszkowie w ramach 1/4 finału Pucharu Polski.

Zwycięskiego składu się nie zmienia. Remisujący – jak najbardziej. Dlatego od pierwszych minut na boisku zobaczyliśmy powracających po kontuzjach Kebbę Ceesaya, Vojo Ubiparipa i Karola Linettego. To właśnie ten ostatni otworzył wynik meczu – w 17 minucie dopadł do piłki odbitej przez jednego z obrońców i technicznym strzałem tuż przy słupku umieścił futbolówkę w siatce.

Plan został więc wykonany – bramka została w miarę szybko strzelona, Lech kontrolował mecz, gracze Znicza niewiele mogli zdziałać. Podobnie jak piłkarze Kolejorza, którym raczej się nie chciało wysilać. Niestety miało to swoje konsekwencje w drugiej połowie.

“Niestety” dla Macieja Skorży, trenera Lecha, a na szczęście dla kibiców – bowiem w drugiej połowie Znicz Pruszków, zespół grający w II lidze (czyli trzeciej klasie rozgrywkowej w Polsce) na kilkanaście minut przyćmił zawodników z Poznania. W 50 minucie nastąpiło to, co zawsze zdarza się w takiej sytuacji: pruszkowianie wyrównali. Bramkę zdobył Jędrych, którego obrona niebiesko-białych zupełnie odpuściła. Mało tego – kilka minut później Znicz miał bliźniaczo podobną akcję, w której piłka wylądowała na słupku bramki bronionej przez Jasmina Buricia! Tego było już za wiele dla Skorży – pokrzyczał, pogestykulował, a potem zrobił to, co każdy dobry trener zrobić powinien. Wpuścił swojego jokera. Brodatego jokera.

Zaur Sadajew wszedł na boisko w 60 minucie i trzeba przyznać, że nie cackał się z przeciwnikiem. Już kilka minut później Czeczen popędził lewą stroną boiska, spod linii końcowej posłał silną piłkę w kierunku jedenastego metra pola karnego, a tam czaił się Dariusz Formella, który ładnym, technicznym strzałem umieścił piłkę w długim rogu, obok bezradnego Bigajskiego. Lech odzyskał inicjatywę, ale jedna bramka przewagi to za mało.

Tak najwyraźniej pomyślał sobie Sadajew, który dosłownie 3 minuty później podwyższył na 1:3. W tej akcji sporo było szczęścia, ponieważ wchodzący w pole karne pomiędzy obrońców Trałka już tracił futbolówkę, ta jednak dość niespodziewanie wylądowała na nodze rosłego Czeczena, który nie miał wątpliwośi, co z nią zrobić.

Tych wątpliwości nie miał także kolejne 2 minuty później, gdy podwyższył na 1:4. Tym razem doświadczonego napastnika obsłużyła dwójka młodych lechitów: Formella podał do Kownackiego, znajdującego się z boku pola karnego, ten zaś odegrał do Sadajewa, który czekał w okolicach 11 metra. Bramka była czystą (i piękną) formalnością.

Mało? “Mało” – pomyślał Keita, zatem już w 90 minucie meczu podwyższył na 1:5. W tym momencie rozgrywka przypominała już jednak starcie Dawida z Goliatem, ponieważ gospodarze nie dość, że stracili siły i motywację, to jeszcze kończyli w dziesiątkę, po brzydkim i bezsensownym (acz niegroźnym) zachowaniu Górskiego, który kopnął Łukasza Trałkę.

Kolejorz wygrał i rewanż, który 18 marca zostanie rozegrany w Poznaniu, powinien być czystą formalnością.