Lech wygrywa w Warszawie!

Nie było powtórki z niedawnego finału Pucharu Polski – Lech Poznań podczas meczu przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie pokonał tamtejszą Legię 1:2. Oznacza to, że drużyna z Poznania wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli Ekstraklasy, a dodatkowo pokonała bezpośredniego konkurenta do majstra.

To drugi mecz tych drużyn w krótkim czasie – ledwie tydzień temu, w sobotę 2 maja, na Stadionie Narodowym Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań 2:1. Wtedy Kolejorz rozegrał znakomitą pierwszą połowę, by w drugiej opaść z sił i dać sobie wbić dwa gole. Wygląda jednak na to, że lechici wyciągneli wnioski z tamtego spotkania.

Podczas gdy specjaliści spodziewali się zaciętego meczu i (mimo wszystko) kolejnego zwycięstwa warszawskiej drużyny, Lech postanowił spokojnie wejść w mecz i nie nacierał w szaleńczym tempie od początku spotkania. Do tego poziomu dostosowała się Legia, zatem pierwsza część meczu – mówiąc delikatnie – nie stała na najwyższym poziomie. Wszystko jednak zmieniło się w drugiej połowie.

Wówczas to, już na początku, uderzył Lech. Po stałym fragmencie gry w polu karnym Legii doszło do chaotycznej sytuacji, w której najlepiej odnalazł się Darko Jevtic. Pomocnik Lecha oddał celny strzał, nie dając szansy Dusanowi Kuciakowi, bramkarzowi stołecznej drużyny. Kilka chwil później było już 0:2 po tym, jak w środku boiska piłkę przejął Karol Linetty. Młody piłkarz pomknął na bramkę legionistów i – uczciwie przyznajmy, nie mając innego wyjścia ze względu na brak wsparcia ze strony kolegów – oddał strzał. Celny. Było 0:2, i wydawało się, że Legia po takim nokaucie będzie się długo zbierała.

Tak nie było. Już 6 minut później po stałym fragmencie gry Jasmina Burica pokonał Ivica Vrdoljak. Co więcej, po tej bramce to Lech oddał inicjatywę i przez długi czas nie mógł skonstruować sensownej akcji. Legioniści parli do przodu, przejmowali piłkę, kontrolowali to, co działo się na boisku i nie zamierzali się poddawać. Kto wie, może trzecia bramka “w plecy” już by ich załamała, ale nie padła – a szkoda, bo okazja ku temu była więcej niż znakomita! w 72 minucie bowiem na boisko wszedł Zaur Sadajew (co ciekawe – za Barry’ego Douglasa, czyli za obrońcę), a już trzy minuty później popisał się akcją typu “stadiony świata”. Prawie… Po tym jak przejął piłkę, ograł kilku legionistów i wpadł w pole karne, próbował z ostrego kąta przelobować bramkarza stołecznej drużyny. Piłka jednak zatrzymała się na słupku.

Bramka dla Lecha nie padła, więc do końca meczu było gorąco. Lech się bronił, Legia atakowała, co więcej – miała sytuacje, które powinna była wykorzystać! Na szczęście dla poznaniaków, legionistom brakowało skuteczności, zgrania albo zimnej krwi, tak jak w ostatniej minucie meczu, kiedy to Orlando Sa strzelał już z pola karnego, a mimo to przeniósł piłkę na poprzeczką.

Lech zwyciężył i wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli ekstraklasy. Do końca rywalizacji pozostało 6 kolejek – jeżeli Kolejorz utrzyma dwupunktową przewagę nad drużyną z Warszawą, będzie mógł świętować mistrzostwo w Poznaniu.