Początkowo protest zorganizowany przez Poznański Związek Patriotyczny „Wierni Polsce” do złudzenia przypominał ten, który miał miejsce dwa tygodnie temu. Znów plac Kolegiacki, znów kilkadziesiąt starszych osób i znów transparent z symboliką nazistowską oraz hasłem „Jaśkowiak podtrzymuje decyzje niemieckiego okupanta”. Wprawdzie żądania „Wiernych Polsce” były inne, bo tym razem dowodzona przez Bogdana Freytaga, przewodniczącego związku, grupa pikietujących mówiła o postawieniu figury Chrystusa na placu Mickiewicza nie tymczasowo, a na stałe, ale pomijając to, scenariusz protestu wyglądał tak samo, jak scenariusz protestu z 3 czerwca. Zaczęło się nawet od tej samej modlitwy do św. Michała Archanioła i przemówienia Freytaga. Równie agresywnego jak ostatnim razem.
– Jeden z dziennikarzy pytał mnie o ten symbol gapy nazistowskiej razem z Platformą (chodzi o logo Platformy Obywatelskiej – red.). A czym się różni platforma od nich oprócz zabijania ludzi? Zabijają ludziom umysły – mówił Freytag, odnosząc się do transparentu z symboliką nazistowską, którego rozwieszenie nad drzwiami Urzędu Miasta Poznania podczas poprzedniego protestu odbiło się głośnym echem wśród poznaniaków. I dodawał: – Tak samo jak tamci zniszczyli Polskę, ci też zniszczyli Polskę. Wtedy nie było Polski na mapie, a teraz jest. Tylko że nic do nas nie należy, także wielkiej różnicy nie ma, dlatego to może być nowy symbol Platformy Obywatelskiej!
Freytag porównał też „lewactwo” do sodomii i wspomniał o „zarazie modernizmu”. Po nim przemawiał Maciej Andrzejak, zastępca przewodniczącego „Wiernych Polsce”. Andrzejak ostro atakował prezydenta Jaśkowiaka. Mówił, że powinien on podać się do dymisji i podważał jego poznańskie korzenie.
Prawdziwa burza rozpoczęła się jednak, gdy delegacja „Wiernych Polsce”, w tym Freytag i Andrzejak, udała się do gabinetu prezydenta, by złożyć tam kolejny list otwarty w sprawie Pomnika Wdzięczności. Przed drzwiami do gabinetu czekała straż miejska. Jej funkcjonariusze oznajmili delegatom, że nie mogą wejść do gabinetu prezydenta razem. – Wpuszczamy tylko pojedynczo – zakomunikował jeden z nich. – Pojedynczo to pan może wejść do mięsnego – ripostował Andrzejak.
Na zewnątrz został Bogdan Freytag. Ale bez niego delegaci bynajmniej nie zamierzali składać swojego listu otwartego. Błyskawicznie wywiązała się ostra dyskusja pomiędzy funkcjonariuszami straży miejskiej, delegacją „Wiernych Polsce” i dziennikarzami, który stanęli w jej obronie.
– Pan Jaśkowiak zachowuje się gorzej niż lewacy, którzy rządzili wcześniej – komentował zajście Freytag. Jeszcze nie było w historii takiej sytuacji, by do urzędu miasta nie można było wejść. Jeszcze trochę i będą nam kazali składać pisma u woźnego. To jest buta władzy. Proponuję jeszcze ustawić nas pod ścianą i rozstrzelać.
Przewodniczący „Wiernych Polsce” zachowywał spokój, ale mimo to funkcjonariusze straży miejskiej nadal nie chcieli wpuścić go do gabinetu prezydenta. Wieść o tym dotarła do protestujących. Ci postanowili, że wezmą sprawy w swoje ręce. Po chwili ich transparenty i biało czerwone flagi znalazły się wewnątrz Urzędu Miasta Poznania. Również pod gabinetem prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Szturm „Wiernych Polsce” odniósł zamierzony efekt. W końcu Bogdan Freytag został wpuszczony do środka i złożył w sekretariacie prezydenta Jacka Jaśkowiaka list otwarty.
Na odpowiedź władz miasta będzie trzeba poczekać. Ich poprzedni list spotkał się z odpowiedzią, ale „Wierni Polsce” nie ukrywają, że nawet w najmniejszym stopniu nie spełnia ona ich oczekiwań. Podobnie jak pomysł ze zorganizowaniem referendum w sprawie Pomnika Wdzięczności. Konflikt związany z odbudowaniem monumentu póki co wydaje się daleki od rozwiązania.
A co na to wszystko prezydent Jacek Jaśkowiak?
– Wiem, że była dziś taka demonstracja – mówił w rozmowie z dziennikarzami. – Uczestniczyłem w tym czasie udział w otwarciu mistrzostw świata niepełnosprawnych sportowców. Kiedy wyjeżdżałem, ludzie już się gromadzili. Jeden pan tłumaczył mi, że pójdę do piekła. Takie są prawa demokracji. A miejscem do składania pism jest biuro podawcze.