Kompromitacja – Lech poległ w Krakowie

5:2 – z takim wynikiem wrócą do Poznania zawodnicy Kolejorza. To ósma porażka aktualnego mistrza Polski w obecnym sezonie Ekstraklasy.

Pierwszą połowę tego spotkania można podsumować w kilku zdaniach: Lech Poznań stracił 3 bramki, z czego dwie w ciągu pierwszych 3 minut meczu. Trzeci gol dla Pasów padł z rzutu karnego – wcześniej Maciej Gostomski, broniący w tym meczu bramki Kolejorza, w wyjątkowo mało inteligentny sposób zaatakował jednego z graczy Cracowii w stosunkowo niegroźnej sytuacji. Golkiper Lecha spowodował upadek przeciwnika, a przy samym rzucie karnym nie miał już nic do powiedzenia.

Czy to podłamało Lecha? Niekoniecznie – co prawda druga połowa zaczęła się od znakomitej sytuacji dla graczy z Krakowa, ale to Lech przeważał. Miał swoje sytuacje, a bramka dla gości wisiała w powietrzu. W końcu padła – Pawłowski dośrodkował z lewej strony boiska, a Hamalainen wyskoczył najwyżej w polu karnym. Piłka jeszcz odbiła się od poprzeczki, po czym wpadła za kołnierz Sandomierskiego.

W tym momencie uczciwie należy powiedzieć, że budzącego się do życia Lecha skutecznie zastopował… sędzia spotkania, który nie zauważył dość oczywistego spalonego w wykonaniu gospodzarzy. W sytuacji sam-na-sam z Gostomskim Jendriszek nie miał problemów z umieczeniem futbolówki w siatce.

Potem było 5:1, kiedy Wójcicki dostał doskonałe podanie od Dąbrowskiego – piłka minęła nie tylko całą obronę, ale też środek pola. Wójcicki minął jeszcze Kamińskiego i strzelił nie do obrony.

Rozmiary porażki zmniejszył jeszcze Hamalainen, który wykorzystał błąd Sandomierskiego i doskonałe podanie Arajuuriego. To jednak wszystko, na co stać było Kolejorza. Lech Poznań nadal jest ostanią drużyną ligi, zanotował już 8 porażek, a wszyscy w stolicy Wielkopolski (i nie tylko) zastanawiają się już tylko nad jednym:

kto zastąpi Macieja Skorżę, i czy następca zostanie ogłoszony w ciągu kilku godzin po meczu, czy też w następnych kilku dniach.