Shot For Mia: brytyjskie brzmienie, poznański głos

Włócząc się po Londynie, trafił na przyszłych członków swojego zespołu. Ściągnął ich do Poznania, bo właśnie stąd pochodzi. Marcin wraz z gitarzystą Joem i basistą Jasonem, z którymi wspólnie tworzą formację Shot For Mia, zamierzają udowodnić, że nie ma lepszego połączenia niż brytyjskie brzmienie i poznański głos.

Historię początków zespołu Shot For Mia najtrafniej można by opisać, przywołując tytuł kultowej płyty grupy The Clash „London Calling” (z ang. „Londyn wzywa”). Marcin, urodzony w Poznaniu gitarzysta i wokalista, postanowił, że wyjedzie do Londynu po tym, jak rozpadł się jego pierwszy zespół. Mieszkała tam jego siostra, miał więc gdzie się zatrzymać. Decyzję podjął spontanicznie, pod wpływem chwili. „Chciałem zobaczyć, jak tam grają” – wspomina i po chwili namysłu dodaje: „Jak ktoś kocha muzykę i rozpada mu się zespół, trzeba coś z tym zrobić. Wiedziałem, że chcę grać, wiedziałem, że w Londynie muzyka jest na dobrym poziomie, dlatego tam pojechałem.

Będąc już na miejscu, w Londynie, Marcin zaczął rozglądać się za różnymi klubami muzycznymi. Pewnego dnia błądził po Camden, londyńskiej dzielnicy uchodzącej za jedną z najważniejszych części miasta, jeśli chodzi o kulturę i muzykę alternatywną. Słysząc, że w jednym ze znajdujących się tam klubów ktoś gra na gitarze, postanowił wejść do środka. W ten sposób trafił na Joe’a, z którym dziś występuje w Shot For Mia. Połączyło ich zamiłowanie do rockowego grania, chęć nagrywania płyt i koncertowania. Wkrótce dołączył do nich basista Jason. Zaczęły się próby, zaczęło się tworzenie własnego materiału, zaczęła się też przyjaźń. „Było naprawdę intensywnie” – mówi o tamtym okresie Marcin.

Marcin: Najpierw przez rok siedzieliśmy w sali prób i napisaliśmy chyba 40 czy 50 piosenek. Nasze próby trwały po 10 godzin dziennie. Później pojechaliśmy do studia Rockfield w Walii, by tam nagrać ten materiał.

Tu warto się zatrzymać. Studio Rockfield, położone w malowniczej walijskiej wiosce w hrabstwie Monmouthshire, to miejsce, gdzie grupa Queen nagrała swój wielki przebój „Bohemian Rhapsody”, a kultowa formacja Motörhead rejestrowała swoje pierwsze utwory. Chłopaki z Shot For Mia znaleźli się więc w studiu, w którym ducha złotych czasów muzyki rockowej czuło się na każdym kroku. Marcin nie kryje, że było to bardzo inspirujące doświadczenie.

Marcin: Studio Rockfield mieści się tak naprawdę na środku wielkiego pustkowia, a dokładniej na takiej farmie. Wokół były świnie, krowy, konie, jakieś błoto. Taki klimat nagrywania, totalna izolacja. Zastanawialiśmy się, czy nie nagrać tego materiału gdzieś w centrum Londynu, ale w mieście jest za dużo rzeczy, które cię rozpraszają. Czasem lepiej się odizolować od tego wszystkiego, uspokoić, skupić się na tym, co ma się do zrobienia. Wtedy idzie dużo lepiej. W naszym przypadku wyszło super. No i bardzo się zintegrowaliśmy.

Efektem prac w studiu Rockfield jest debiutancki album Shot For Mia zatytułowany po prostu „Shot For Mia”. Krążek zawiera dwanaście dynamicznych, popowo-rockowych kompozycji. Warto podkreślić, że w prace nad nim zaangażowany był na stałe współpracujący z gwiazdami pokroju The Killers i Imagine Dragons producent Mark Needham.

Mogłoby się wydawać, że nie ma lepszego miejsca na granie koncertów i promowanie płyty niż Londyn, gdzie klubów muzycznych jest nie mniej niż gwiazd rocka, które tam właśnie debiutowały. W Londynie zaczęła się przecież historia takich gigantów, jak Pink Floyd, Led Zeppelin czy wspomnianej na wstępie grupy The Clash. Ale z drugiej strony Londyn to miasto, gdzie konkurencja jest ogromna i gdzie granie rocka jest trochę jak wożenie drewna do lasu. Marcin wraz z resztą Shot For Mia postanowili, że zaatakują Polskę. Jak na razie idzie im naprawdę nieźle – sporo koncertują, stale zwiększa się liczba ich fanów, choć dla Joe’a i Jasona, czyli kolegów z zespołu Marcina, Polska to kraj nieco egzotyczny…

Marcin: Znałem kogoś, kto mógł pomóc nam zagrać kilka koncertów w Polsce. Przyjechaliśmy, zagraliśmy i chłopakom bardzo się tu spodobało. To oczywiście inny rynek niż rynek angielski. Chłopaki nie spodziewali się, że jest tu taka publiczność, taka atmosfera. Naprawdę byli zaskoczeni. Dużo Polaków jeździ do Anglii, a mało Anglików do Polski, więc oni nie za bardzo wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Pewne rzeczy też nie za bardzo byłem w stanie wyjaśnić, bo jak wytłumaczyć Anglikowi, co to są dożynki, gdzie też się w Polsce gra. Jak graliśmy na dożynkach, największe wrażenie zrobiła na nich wystawa traktorów, bo basista pochodzi z angielskiej wioski. Zachwycał się tymi traktorami, cały czas opowiadał o nich w naszym busie. Jeśli jest dobra publiczność i atmosfera, wszędzie gra się dobrze. A u nas i publiczność jest świetna, i atmosfera.

O tym, że muzyka Shot For Mia ma wielu zwolenników niech świadczy fakt, że singiel „Satellites” z debiutanckiej płyty zespołu przesłuchało blisko 400 tys. słuchaczy. Jeden z nich w swoim komentarzu napisał: „Słucham was od czasu supportu IRY w Rzeszowie i jak dla mnie IRA się do was nie umywała”. Chodzi o serię koncertów, które Shot For Mia zagrała przed popularną IRĄ. Wprawdzie Marcin w rozmowie z nami skromnie przyznaje, że słuchacz trochę przesadził, coś jednak jest na rzeczy, bo świetne recenzje brytyjsko-poznańskiej formacji słuchacze wystawiają również na innych portalach. A okazji do zaprezentowania się szerszej publiczności Shot For Mia miała w Polsce już sporo – grupa otwierała koncerty nie tylko wspomnianej IRY, ale też innych popularnych zespołów i wykonawców, by wymienić Kombii, Happysad, Kasię Kowalską czy Patrycję Markowską. W sumie Shot For Mia ma na liczniku ponad 100 koncertów, zarówno w kameralnych klubach, jak i na tak dużych scenach, takich jak deski amfiteatrów: zielonogórskiego, kieleckiego i szczecińskiego czy hale pokroju poznańskiej Areny i katowickiego Spodka. Shot For Mia ani myśli się jednak zatrzymać.

„Można spodziewać się po nas wszystkiego” – deklaruje Marcin, choć podkreśla, że nie zamierza pokazywać się z kolegami z zespołu w żadnym z popularnych ostatnio programów typu talent show. Bo Shot For Mia stawia na sprawdzony, rockowy model działalności – po prostu jak najwięcej grać. Szczerze, po swojemu, bez oglądania się na modę. Rock’n’roll umarł? Dla Marcina i spółki to tylko wyświechtany slogan.

Marcin: Trzeba się wyróżniać. Rock’n’roll na pewno nie umarł. Ten slogan powtarzano jak grali Pink Floyd, jak grali Led Zeppelin, a nowe zespoły cały czas się pojawiają. Rock’n’roll ma się teraz chyba najlepiej od początku tego gatunku. Jest mnóstwo zespołów, jest mnóstwo bardzo dobrych zespołów, rock gra się w różny sposób. Rocka słucha się w Anglii, w Polsce – wszędzie. U nas widać to po tym, jak przyjmowani są muzycy zachodni, którzy przyjeżdżają tu grać. Są witani jak bogowie. Też mamy kulturę słuchania tej muzyki.

Shot For Mia tak naprawdę nie są do końca ani zachodnim zespołem, ani polskim. I w tym upatrują swoich szans na rynku muzycznym. Brytyjskie brzmienie i poznański głos? Nam takie połączenie bardzo się podoba. A wam?

Jeśli chcecie sami sprawdzić, jak brzmi Shot For Mia, mamy dla was, drodzy czytelnicy, konkurs. Zostało nam jeszcze kilka albumów zespołu i chętnie je wam rozdamy, najpierw jednak musicie odpowiedzieć na pytanie: którego dnia został opublikowany singiel Shor For Mia „Na co mnie stać”? Odpowiedzi szukajcie na YouTube. Najszybsze nagrodzimy. Odpowiedzi ślijcie drogą mailową na adres konkurs@codziennypoznan.pl, w tytule wpisując „SFM”. Nagrody będą do odebrania w siedzibie naszej redakcji w Kupcu Poznańskim. Powodzenia! A póki co zapraszamy do wysłuchania pierwszego singla formacji: