Nabór do przedszkoli: miejsca są, ale…

Dziś rodzice przedszkolaków dowiedzieli się, czy ich dzieci zostały przyjęte do wybranych placówek czy nie. Zostały 112 wolne miejsca, jednak nie w tych dzielnicach, w których są najbardziej potrzebne.

Nabór do przedszkoli budził wiele emocji wśród rodziców trzy- cztero- i pięciolatków. Bo wprawdzie miejsc było tyle, że powinno ich wystarczyć dla wszystkich chętnych dzieci, jednak już od początku było wiadomo, że część rodziców będzie musiała swoje pociechy dowozić do przedszkola, i to czasami dość daleko.

Po naborze podejrzenia się potwierdziły: w przedszkolach pozostały jeszcze 112 wolne miejsca, jednak głównie na Grunwaldzie i Jeżycach. Oznacza to, że wszystkie dzieci, których rodzice zdecydują się na posyłanie ich do przedszkola, znajdą miejsce, ale jeśli nie mieszkają na Jeżycach czy Grunwaldzie, to będą musiały do przedszkola dojeżdżać.

W najgorszej sytuacji są rodzice trzylatków, bo to największa grupa dzieci, dla których zabrakło miejsc w przedszkolach najbliżej domu. A im młodsze dziecko, tym trudniej wieźć je na drugi koniec miasta do przedszkola, w którym akurat jest miejsce.

Pracownicy Wydziału Oświaty rozkładają bezradnie ręce i tłumaczą, że nie mają na to wpływu – bo miejsc dla trzylatków zabrakło wszędzie tam, gdzie rodzice nie zdecydowali się na posłanie sześciolatków do szkół, zajmując w ten sposób miejsca w przedszkolach. 310 miejsc w szkołach przeznaczonych dla szesciolatków zostało wolnych…

– Moje dziecko się nie dostało, bo sześciolatki z tego przedszkola nie poszły do szkoły i nie ma miejsc – mówi pani Katarzyna, mama trzyletniej Julki, mieszkająca na Piątkowie. – Teraz będziemy musieli szukać miejsca dla Julki w innym przedszkolu, nawet jeszcze nie wiem gdzie, bo podobno sytuacja tu na osiedlach jest wszędzie podobna. A oboje z mężem pracujemy na Piątkowie, więc inna dzielnica nas nie urządza.

Przyjęcia do przedszkoli budzą emocje także z czysto finansowych względów.
– Jestem 800 złotych do przodu – cieszy się pani Anna, której dziecko dostało się właśnie do przedszkola prowadzonego przez miasto. Bo do tej pory pani Anna posyłała córkę do prywatnego przedszkola – w publicznym rok temu zabrakło miejsc.
– To nas kosztowało 1100 złotych miesięcznie, a wiem, że są jeszcze droższe przedszkola – wyjaśnia pani Anna. – W miejskim przedszkolu opłata zależy od ilości godzin pobytu dziecka i zajęć dodatkowych, ale i tak ze wszystkim nie zapłacimy więcej niż 400 złotych.

A co z dziećmi, które się nie dostały do wybranych przedszkoli? Wydział Oświaty uspokaja, że rodzice nie powinni się martwić, bo do września na pewno jeszcze zwolnią się miejsca w przedszkolach ze względu na wyjazdy czy przeprowadzki rodziców maluchów. wszyscy rodzice powinni więc znaleźć do września miejsca dla swoich pociech.