Wojna o kawiarniane ogródki

Od kilku lat w temacie ogródków wrze, ale w tym roku zapowiada się prawdziwa wojna: restauratorzy twierdzą, że miara się przebrała i będą protestować. 

“Głos Wielkopolski” poinformował, że chodzi o… telewizory, których zgodnie z nowymi wytycznymi tego lata w ogródkach nie uświadczymy. Wszystko jednak wskazuje na to, że telewizory są tylko ostatnim, ale wcale nie najważniejszym epizodem w długiej wojnie o ogródki, która od lat toczy się w Poznaniu.

Restauratorzy protestują od lat – jeden z bardziej głośnych protestów miał miejsce w 2011, kiedy to Zarząd Dróg Miejskich, zarządzający wówczas Starym Rynkiem, podniósł opłatę za metr kwadratowy powierzchni ogródka na rynku z 40 do 50 złotych. Restauratorzy zaprotestowali wskazując, że poznańskie ogródki staną się najdroższe w Polsce – w Warszawie w tym czasie restaurator z Krakowskiego Przedmieścia płacił jedynie 36 złotych…

Restauratorzy twierdzili, że za swoje pieniądze właściwie nic nie dostają poza szykanami ze strony władz miasta. Bo sposób zabudowy ogródka musiał zostać zatwierdzony przez biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków, restaurator musiał więc dostarczyć projekt, a jeśli MKZ zażyczył sobie zmian – to je wprowadzić.

Ale okazuje się, że wtedy jeszcze nie było tak źle. Schody zaczęły się, gdy Starym Rynkiem zaczęła zarządzać Estrada Poznańska, co nastąpiło 1 stycznia 2013 roku. Pierwszy rok jeszcze nie był taki zły, bo przejmowanie zarządu i orientacji w specyfice działalności rynku musiało trochę potrwać. Restauratorzy skarżyli się jedynie na repertuar koncertowy jarmarków, jakie się odbywały na Starym Rynku – na mocy umowy z Estradą organizuje je miejska spółka Targowiska.
– Kiedy ze sceny leci hip hop pełen wulgaryzmów i na cały regulator, kto mi usiądzie w ogródku na kawie? – pytał retorycznie jeden z właścicieli lokali, którego ogródek znajdował się w promieniu kilkunastu metrów od sceny. I rzeczywiście, w tym czasie ogródek świecił pustkami.
 
– My nie jesteśmy przeciwni muzyce czy jarmarkom – zapewniają restauratorzy. – Ale chodzi o to, by te koncerty były zgodne z charakterem miejsca i imprezy. Czy hip hop jest odpowiednią propozycją podczas Jarmarku Świętojańskiego, gdy przychodzą tu całe rodziny?

Kolejnym problemem okazały się jarmarczne stragany. Trzeba przyznać, że zazwyczaj bywały one rozstawione na płycie rynku dość przypadkowo – niekiedy tak, że klienci ogródków mogli oglądać zaplecza straganów lub stojące przy nich duże kosze na śmieci – co naturalnie wyłączało połowę ogródka z użytkowania.
– Prosiliśmy, żeby stragany ustawiano inaczej, no bo jak to wygląda: chcę posadzić ludzi na romantyczna kolację przy świecach, a jak mam to zrobić pół metra od sterty skrzynek z serem czy kiełbasą na zapleczu straganu? – skarżyli się restauratorzy.

Ten argument Estrada Poznańska uwzględniła, chociaż, jak twierdzą właściciele lokali, jedynie częściowo.
– Tłumaczyli, że inaczej się nie da ze względu na to, że nie ma dostępu do instalacji elektrycznej – mówią restauratorzy. – To przecież bzdura, bo skoro starcza prądu do wzmacniaczy na scenie, to i dla straganów powinno wystarczyć.

Ale trzeba przyznać, że w 2014 roku stragany stały skupione przede wszystkim w tych częściach rynku, gdzie ogródków nie ma.
Jednak za to Estrada zapowiedziała konieczność rezygnacji z plastikowych płacht w ogródkach, którymi restauratorzy osłaniali swoich klientów przed deszczem. Joanna Bielawska-Pałczyńska, Miejska Konserwator Zabytków, nazwała te konstrukcje “miasteczkiem namiotowym” i trudno się było nie zgodzić z tym określeniem, gdy szło się przez rynek podczas niepogody. A wyglądało to wyjątkowo paskudnie.

Ale choć Estrada nawoływała do likwidacji płacht, to jeszcze nie egzekwowała tego latem 2014. Teraz jednak najwidoczniej nadszedł koniec tolerancji.  Jeszcze w ubiegłym roku na jednym ze spotkań restauratorzy dowiedzieli się, że nie będą mogli stawiać stolików na podestach, parasole będą musieli kupić nowe i znacznie mniejsze, najwyżej o średnicy 3,5 metra, nie powinni też ozdabiać ogródków roślinami w doniczkach – bo gdy je podlewają, to woda leci na bruk rynku i powoduje, że rozrasta się tam mech…
– Jak mam ustawić stolik czy krzesło na tym nierównym bruku? – pyta jeden z restauratorów. – Tego nikt nie powiedział. Nikt też nie wyjaśnił nam, jak ustabilizować tak małe parasole, żeby to było bezpieczne dla klientów.

Problemem okazała się też muzyka. Przedstawiciele Estrady podczas spotkania z restauratorami twierdzili, że nie mają wpływu na to, co dzieje się na scenie podczas jarmarków, bo za to odpowiadają Targowiska.
– To co to za zarządca, który na nic nie ma wpływu? – pytają szefowie lokali.

Do muzyki, straganów i kosztów ogródków doszedł teraz zakaz ustawiania telewizorów. I to jest bolesnym ciosem – z tym że wcale nie dla restauratorów. Dla poznaniaków. W dobie płatnych kanałów sportowych wiele osób przychodziło kibicować swoim ulubionym drużynom w pubach, wychodząc z założenia, że tak jest lepiej i taniej niż płacenie abonamentu za kanał przez cały rok, by obejrzeć kilka meczów. A restauratorzy uważają, że to wypłoszy ze Starego Rynku tych, którzy przychodzili tu do lokalu pokibicować, ale na pewno nie usunie amatorów tanich alkoholi, którzy są największym problemem tego terenu, a którzy telewizji nie oglądają…

Czy jednak na pewno będą musieli zrezygnować z tej przyjemności? Może nie. Sprawie zamierza się przyjrzeć wiceprezydent Mariusz Wiśniewski, bo ta kwestia znajduje się w jego kompetencjach.

– 29 stycznia, podczas zarządu, będziemy między innymi także omawiać z przedstawicielami Estrady nowe zasady funkcjonowania ogródków – wyjaśnia wiceprezydent. – Chcemy przede wszystkim tę sprawę lepiej poznać i powody podjętych decyzji. I wtedy będziemy rozmawiać.