Brexit na piechotę. Gordon idzie i ulepsza świat

Ma już za sobą około 1000 kilometrów. Z Leeds wyruszył na początku września. Jego celem jest Poznań – to tu ma zamieszkać wraz z żoną, Elą. Pytany o to, dlaczego postanowił brexitować piechotą, Gordon Wilson odpowiada: “Because everybody deserves an advanture of a lifetime” (Bo każdy zasługuje na przygodę życia). Wyprawa, którą nazwał “Marszem dla pokoju i ludzkości” ma też jednak cel charytatywny. Wszystkie datki, które uda mu się w czasie podróży zebrać, zostaną przekazane na pomoc ofiarom katastrof. 

Po kilku latach spędzonych w Wielkiej Brytanii, Gordon i Ela Wilsonowie wspólnie zdecydowali się na przeprowadzkę do Poznania. To właśnie tutaj wiele lat temu poznali i zakochali się w sobie. 5 lat temu wzięli ślub. – Na początku zamieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii, bo chciałam zrobić tam studia magisterskie. Choć plan był taki, by wrócić do Polski po roku, mieszkaliśmy w Leeds aż 5 lat – mówi Ela Wilson. – W Anglii nie za bardzo potrafiłam się odnaleźć, tęskniłam za rodziną, znajomymi i kulturą polską. Dlatego zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do Poznania. Wcześniej Gordon mieszkał tu przez 4 lata, więc nie będzie to dla niego aż tak wielka zmiana.

Gdy decyzja zapadła, Gordonowie rozpoczęli przygotowania do wyjazdu. Choć żadna przeprowadzka nie jest łatwym przedsięwzięciem, wszystko udało się w miarę sprawnie zorganizować. Rzeczy zostały spakowane, samochód przerejestrowany, można było ruszać do Poznania. Gordon mógł oczywiście, tak jak żona, wsiąść do samolotu i przylecieć do Poznania, ale postanowił, że zrobi inaczej. – Obawiam się, że to ja nieświadomie zasiałam Gordonowi ziarenko, które przerodziło się potem w pomysł przyjścia do Polski. Wszystko zaczęło się od filmu, który jednego dnia wybrałam dla nas na wieczór: “Piknik z niedźwiedziami”.Opowiadał on o sławnym brytyjskim pisarzu Billu Brysonie, który wyruszył na wędrówkę przez Apallachy szlakiem liczącym 3,5 tys. km. Film był świetny i najwyraźniej Gordona zainspirował, bo od tego czasu zaczął mówić o wyprawie do Polski piechotą – wspomina Ela Wilson.

Początkowo wszyscy myśleli, że Gordon żartuje, bo prawie 1500 kilometrów na piechotę wydawało się szalonym pomysłem. Okazało się jednak, że plany te były bardzo poważne.  Gordon rozpoczął przygotowania, wybrał też trasę. Postanowił, że promem przedostanie się do Rotterdamu i dalej będzie szedł przez Holandię i Niemcy, granicę Polski przekraczając w Słubicach.

– Siedzieliśmy sobie na rodzinnym obiedzie jakiś czas temu i rozmawialiśmy o tym planie. Na pytanie, ile szacuje, że mu to zajmie, Gordon łamanym, ale pewnym siebie polskim odpowiedział: “dwa miesiąca albo trzy miesiąca”, po czym rozejrzał się po naszej rodzinie, przyjrzał się każdemu, w tym swojej żonie i dodał “albo pięć miesiąca” – wspomina brat Eli Wilson, Yuri Drabent. – No i tak sobie idzie już jakiś czas, od miejscowości do miejscowości, od przygody, do przygody. A, zapomniałbym! On to robi, żonglując!

Bo Gordon, choć z zawodu jest nauczycielem matematyki, jest też zapalonym cyrkowcem. W domu ma mnóstwo akcesoriów i przyrządów do różnego rodzaju sztuczek. Na wyprawę zabrał jednak tylko piłki do żonglowania, bo były po prostu najlżejsze. Oprócz charakterystycznej flagi przyczepionej do plecaka, to jego znak rozpoznawczy. W każdej miejscowości, do której dociera, żongluje w jakimś ciekawym miejscu. Stara się też zawsze zrobić coś dobrego dla innych. Czasem jest to pomoc starszej pani w zagrabieniu liści, innym razem przygotowanie obiadu czy wniesienie po schodach dziecięcego wózka. Listę wszystkich dobrych uczynków Gordona możemy znaleźć na jego blogu na Facebooku. – To był jeden z głównych powodów mojej decyzji. Chciałem, by ten marsz był po pierwsze mentalnym przejściem z Wielkiej Brytanii do Polski, a po drugie okazją do tego, by pomagać innym – tłumaczy Gordon. – Trzy lata temu dołączyłem do organizacji charytatywnej Lions International, żeby wspierać osoby, które są w gorszej sytuacji niż ja. Pomyślałem, że idąc przez Europę, mogę zrobić wiele dobrego.

Oprócz drobnych dobrych uczynków Gordon cały czas prowadzi zbiórkę pieniędzy, które potem zostaną przekazane fundacji Lions International na pomoc humanitarną dla ofiar kataklizmów. Cel, jaki sobie wyznaczył to 5 tys. funtów. – Podczas wędrówki, Gordon wielokrotnie przekonał się, że dobro wraca. Przeważnie spotyka się z dużą życzliwością ludzi. Raz zafundowano mu nawet pobyt w czterogwiazdkowym hotelu – mówi Ela Wilson. – Bardzo wiele osób zaprasza go też do siebie do domu – dodaje.

Raz, w jednym z niemieckich miasteczek, Gordon trafił do pana Hope, którego dom zawsze stoi otworem dla osób w potrzebie. Odwiedza go wielu uchodźców, którym pan Hope udziela kilka razy w tygodniu darmowych lekcji niemieckiego, by łatwiej było im zaaklimatyzować się w nowym kraju. – Ten człowiek bardzo mnie zainspirował. Opisałem jego historię, bo chciałbym, żeby ludzie otworzyli się na siebie, by każdy z nas postarał się być choć trochę taki, jak pan Hope – mówi Gordon. – Chcę promować pokój i tolerancję. Dlatego nazwałem swoją wyprawę “Marszem dla pokoju i ludzkości”.

Gordon ma już za sobą ponad 1000 km i prawie 50 dni wędrówki. Do Poznania dotrze najprawdopodobniej około 20 listopada. – Na początku pewnie będę uczył angielskiego, ponieważ jestem wykwalifikowanym nauczycielem. Sam też będę musiał się skupić na nauce, tyle że polskiego – mówi Gordon. – Mam kilka pomysłów na przyszłość. Generalnie, chciałbym robić coś, co będzie w pozytywy sposób wpływało na innych.